piątek, 29 marca 2013

Rozdział 37

    Pierwsze na co spojrzałam po wejściu do sali był Niall. Wszystko, co miało na mnie jakikolwiek wpływ - ciało, mózg - kazało mi patrzeć tylko i wyłącznie na niego. Nie na kwiaty porozstawiane na każdej możliwej płaszczyźnie, nie na chłopców zasiadających na krzesłach wokół łóżka i grających w karty, ale na Horana. Jego twarz, ciało. Siedział po turecku na zmasakrowanej(w sensie poskręcanej, pozwijanej) pościeli i razem z Harrym, Liamem i Louisem walczył o nagrodę - kupkę drobniaków usypanych na środku. Horanową twarz zdobiło sino fioletowe limo pod lewym okiem i strup na dolnej wardze, na czole przyklejono plaster. Mimo wszystko chłopak uśmiechał się i wesoło wykrzykiwał, że ich wszystkich ogra. 
    Minął jakiś czas zanim mnie zauważyli. Nie miałam im tego za złe, nawet lepiej! Mogłam najpierw ocenić sytuację. Cam! - zawołał Lou rzucając kartami w powietrze. Spoczęły na mnie cztery pary oczu. Wszyscy, prócz Nialla, wstali i bez słowa wyszli z sali posyłając mi krótkie uśmiechy i kładąc dłonie na ramionach. Trzasnęły drzwi. Hej. - zaczęłam nieśmiało. Stawiałam pierwsze kroki w jego stronę. Odpowiedział cichutkim głosem. Siedział, jak małe ,zawstydzone dziecko, a najgorsze w tym wszystkim było to, że to dziecko mną zawładnęło. Była, jak pasożyt atakujący organizm, na który nie działaby żadne antybiotyki. Nie wierzę, że znów się pobiliście. - odezwałam się w końcu. Chłopak rzucił mi ukradkowe spojrzenie. Bardzo interesował go brzeg kołdry. Odetchnęłam ciężko siadając na jednym z krzeseł. Nogi zgięłam i oparłam o krawędź szpitalnego łóżka. Powiesz mi, dlaczego to się stało? Powiedź mi, bo cię uduszę. Powiedź mi, bo chcę wiedzieć. Powiedź mi, bo tu nie wytrzymuję. Powiedź mi, bo i tak już siedzę w bagnie. Bo Zayn jest o ciebie zazdrosny. Skoczę z mostu. Nie lubi, gdy cię odwiedzamy. Zajebię się. Obraża się, gdy rozmawiamy o tobie... Chcę tabletki. Gdy spędzamy z tobą czas. Więcej tabletek. On cię kocha Cam, ale za grosz w nim... Całą aptekę. Nie potrafi się do tego przyznać. Dwie apteki. Nie potrafi już nad sobą zapanować. Serce pęka. Czarna dziura na nowo otwiera się w brzuchu.
     Uciec. Uciec do domu? Nie chce patrzeć na matkę. Uciec do pani Margaret? Nie da mi spokoju. Uciec do Spencera? Będzie wściekły. Uciec do Londynu? Nie pozwolą mi. Uciec w miasto? Znajdę aptekę. Uciec na parapet? Póki co starczy.
     Miasto opanowała ulewa. Duże krople wody uderzały w szybę równomiernie. Wiatr ściągał je wprost na moje okno. Na to, przez które akurat patrzyłam. Przez które patrzyłam, siedząc na parapecie. I siedząc na tym durnym parapecie wspominałam Londyński parapet. Ten na końcu korytarza. Ta noc, gdy nakrył mnie Malik i rozmawialiśmy o sukni ślubnej.
     Przymknęłam oczy i oparłam głowę o zimną szybę. Moja własna chwila harmonii, jak to mawiają znane aktorki w reklamie kawy. Mogłam sobie przemyśleć wszystko co mnie dręczyło. Mogłam sobie przygotować mówkę jaką palnę Zaynowi zaraz po jego przyjściu. Najwidoczniej się przeliczyłam, bo gdy drzwi się otworzyły i towarzysząca mi cię przerwał ciężki oddech chłopaka nawet na niego spojrzałam. Wciąż siedziałam. W pokoju zaczął unosić się zapach deszczu. Deszczu, papierosów i perfum. Podszedł do mnie. Dotknął mojej nogi zimną ręką. Myślałam, że rzuciłeś palenie. - mruknęłam. Westchnął. Westchnął tym swoim kochanym westchnięciem, aż ciarki przecięły mój kręgosłup. Może to przez zimne, Malikowe palce, które zaczęły jeździć w wzdłuż piszczeli? Może to przez to, że kręciły kółka wokół kolana? Może przez to, że stawiały malutkie kroczki po udzie? To z nerwów. - odparł z lekką chrypą. Wskoczył paluszkami pod bluzkę. Dręczył floresami plecy. Trzeba było nie kraść mu koszulek Cam. Masz chrypę, będziesz chory. Po co łazisz po mieście kiedy pada deszcz? - przełknęłam głośno kulkę, która wytworzyła się w moim gardle. Byłem u Nialla. Otworzyłam szeroko oczy i wyprostowałam się. Tyłek zsunął się z parapetu, zachwiałam się niebezpiecznie. Zayn natychmiastowo zrobił krok w przód, blokując tym samym moje bezwładne ciało. Zaśmiał się cicho. Nie spodziewałaś się tego, prawda? Pokręciłam przecząco głową. Wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Chyba wszystko jest w porządku. - dopowiedział. Wślizgnął ręce pod kolana i pachy. Przeniósł mnie na łóżko. Położył bardzo delikatnie, wciąż patrząc w oczy. Oparł głowę na ręce i patrzył się na mnie, a ja przewróciłam się na bok i patrzyłam na niego. Chyba? Oburzyłam się. Jak to chyba? Chyba to ja jestem w ciąży?! No chyba. - uśmiechnął się kładąc mi dłoń na poliku i całując w czoło. A potem jeszcze raz i jeszcze, aż skończył na ustach.

***
Nie chciało mi się, nie miałam ochoty. Dalej mi się nie chce. Jestem zła, smutna i głodna. Straciłam całą pamięć komputera.  Wirusy jebane! Nigdzie mi się nie układa. Kropka.
Rozdział krótki, ale jak już pisałam, chęci ZERO! Na dniach powinien pojawić się nowy szablon. 
Kocham WAS!

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 36

     Harry rzucił się szybko ku Zaynowi, który już ruszył z łapami na nieświadomego niczego Nialla. Ściskał go za ramiona i wykrzykiwał w jego stronę niezrozumiane słowa. Myślę, że nikt nie wiedział co on tak naprawdę mówił, gdyż nikt oprócz niego nie władał językiem Arabskim. Styles, złapawszy Malika za przedramiona, zaczął odciągać go od Horana, do którego doskoczył Liam. Rozpoczęła się wielka szarpanina. Niall wyrywał się z uścisku Payne'a by ubliżyć Zaynowi, a ten kłócił się z Harrym na przemian z wyzywaniem blondyna. Wtem Malik w jakiś dziwny sposób wykręcił ręce tak, że Styles wykrzywił się z bólu i wypuścił Zayna. Ten ruszył unosząc w górę pięść. Niall sprzedał Liamowi kuksańca w bok i już wolny wyprostował się, niczym baletnica, gotowy do przyjęcia ciosu. Myślałem, że jesteś moim przyjacielem? - zawył wymierzając Horanowi prawy sierpowy. Irlandczyk odskoczył kilka kroków w tył, podtrzymywany przez Liama. No cholera, przecież jestem! - odpowiedział łapiąc się za szczękę. No cholera, chyba nie. - zaśmiał się Zayn i zamachnął się jeszcze raz. Niall padł na podłogę. Malik przewrócił go na plecy i usiadł na nim okrakiem i zaczął trząść jego ciałem pytając: Jak mogłeś mi to zrobić?  Liam, który stał najbliżej, pochwycił Zayna od tyłu, ale i on wylądował na podłodze pod wpływem wierzgającego się niemiłosiernie chłopaka. Niall wył z bólu. Harry przewrócił się, chcąc dopaść pięści Malika, ale szybko się podniósł i z pomocą Liama, zapanowali nad rozwścieczonym mulatem. Puśćcie mnie. To długo nie potrwa! - krzyczał. Furia, czysta, nieposkromiona furia. Co ty wygadujesz Malik?! - krzyczał na niego Harry. I on i Liam ledwo co trzymali się na nogach. Prawie cię wtedy zabiłem. Miałeś się do niej nie zbliżać! - i dorzucił wiązankę przekleństw oraz oszczerstw. I zepsułeś mi urodziny. - swoje pięć groszy dołożył jeszcze Styles. Cholera, Cam! Co ty tu robisz?! - wybrzmiało za mną. I nim się zdążyłam zorientować, co się dzieje, kto do mnie mówi, obrócić się chociaż w tamtą stronę, zostałam wyciągnięta za kaptur na korytarz. Zobaczyłam tylko podnoszącego się na łokciach Nialla i Zayna, który dał za wygraną i wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Horan krwawił, Malik wariował, a Noemi płakała. Po co wlokłaś tu ze sobą małą?! - krzyczała na mnie Danielle. Zawsze miła osóbka była teraz najprawdziwszym, buzującym wulkanem. Chodź tu pojebusko. - szepnęła jeszcze i mnie, nas przytuliła.
     Płakać - kiedyś było dla mnie czymś prawie że obcym. Stłumionym ludzkim odruchem, którego nie powinno się okazywać. Nie powinno się płakać. Rzucił mnie chłopak - nie płacz za nim. Złamałam rękę - nie płacz, nie rób cyrku. Pokłóciłam się ze Spencerem - nie płacz, nie obrażaj się na mnie. Nie płacz, bo płacz jest zły. Nie płacz, bo jak kurwa płaczesz to nikt się nigdy nad tobą nie zlituje na tym jebanym świecie! Jedna jedyna regułka wmawiana mi przez całe dzieciństwo. Nie płacz. Nie płacz. Nie płacz. Jedna jedyna regułka wmawiana mi przez cały okres dojrzewania. Nie płacz. Nie płacz. Nie płacz.  I chyba w całym Lovestoft nie było ani jednej osoby, która pozwoliłaby mi płakać. Bo nie płacz, bo jak kurwa płaczesz to nikt się nad tobą nigdy nie zlituje na tym jebanym świecie! Innym umierały zwierzątka i płakali. Oglądali filmy, czytali książki, słuchali piosenek i płakali. A ja miałam być wypranym z uczuć ludźkim robotem, który miał umieć poradzić sobie w "trudniej grze, jaką jest życie". Bla, bla, bla... Oto jak sobie radzę w życiu: siedzę na fotelu z córką na kolanach w pokoju hotelowym managera mojego męża i płaczę. I kurwa mać, cholera jasna płacze.

     Pół godziny później drzwi się otwierają i do pokoju wchodzi Malik prowadzony przez Paula. Sadza chłopaka na drugim fotelu, a sam stoi. Nie jest zadowolony. Jeden rzut okiem, widać wyraźnie jego napiętą sylwetkę i gniewne spojrzenie. Staje przed nami, ani ja, ani Zayn nie jesteśmy w stanie spojrzeć mu w oczy. Mężczyzna wzdycha ciężko, Noemi klaszcze w dłonie, ale jest grzeczna. Dzieciaki, ja byłem pewny, że nie będzie z wami łatwo. - przemawia, o dziwo, spokojnym głosem. Jednak myślałem, że skoro jakoś udawało wam się razem żyć w Londynie to i tu nie będzie większych problemów. - przerwał. Milczał chwilę, nabrał głośno powietrza i kontynuował. Lutową bójkę uznałem za wybryk; głupi, pijacki wybryk. I reszta magamentu podzieliła moje zdanie, ale za to co stało się dzisiaj na pewno ktoś zapłaci. Jestem  pewny, że ja, bo jestem tu najsłabszym graczem. Nie odszedłem wcześniej, bo się o was bałem. O waszą trójkę i chłopców. - położył dłoń na czole i przejechał nią po nim kilkakrotnie. Chciałbym abyście się jakoś dogadali. Może gadam, jak tamte wszystkie szychy z Modest, ale to wam szybko zleci i nawet się nie obejrzycie, a będzie po rozwodzie... - i już miał mówić dalej i już miałam rozpłakać się na nowo, ale nie. Jest tu jeszcze jeden połamaniec. To prawda! - krzyknął Zayn. Gadasz, jak ci z Modest. - warknął, po czym szybkim krokiem wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Zatrzymaliśmy się w swoich pozycjach na moment rzucając sobie krótkie spojrzenia. Pojadę do szpitala do Nialla. - Paul odezwał się pierwszy. Przytaknęłam i zapytałam co z resztą. Liam i Harry są źli na naszego boksera. Chociaż źli to mało powiedziane. Nic im się nie stało, pojechali już do Horana. Napiszemy ci co mu jest, gdy tylko się dowiemy, okej? - gest głową, uśmiech, podziękowanie, wyjście.
     Pokój zastałam w takim stanie w jakim go zostawiłam. Na podłodze nie leżało nic, co tam się znajdować nie powinno, mebla stały na swoich miejsca, łóżko było niezaścielone. Z jednym wyjątkiem. Teraz siedział na nim Zayn trzymający coś w ręku. Zamknęła za sobą cicho drzwi. W pewnym sensie czułam się niekomfortowo. Chciałam uciec jak najdalej od Malika, przynajmniej na parę godzin. Czarna dziura w brzuchu robiła swoje. Zaraz znów odwiedzę łazienkę. Brunet wciąż siedział zapatrzony w to coś co trzymał w dłoniach. Posadziłam Noemi na podłodze, a ta od razu podreptała w stronę swojego pokoiku. No i co dalej? Zająć się sobą, małą, Zaynem? Wyliczanki są do niczego. Zawsze wypadnie na tę opcję, której najbardziej chcesz uniknąć! Usiadłam obok Malika. Nic sobie z tego nie zrobił. Nawet wtedy, gdy zaglądając mu przez ramie chciałam dowiedzieć się co trzyma w ręce. Coś jakby obrazek. Tak obrazek. Dziewczyny i dziecka. Kto to jest? - spytałam go, opierając głowę na jego ramieniu. Ty i Noemi. - odpowiedział. Ty to malowałeś? - przytaknął. Uśmiechnęłam się. Malunek bardzo mi się podobał. Czemu to robisz? - odezwał się trochę śmielej. Dlaczego zgodziłaś się na ślub, życie ze mną? Przez kilka minut nie odpowiadałam. Biłam się w myślach. Kłamać. Mówić prawdę? Tylko nie mów, że nie miałaś wyboru. Zawsze jest wybór. I tu mnie kurde masz! Głęboki wdech. Chcę dla Noemi, jak najlepiej. Co mogłabym jej dać, gdybym nadal mieszkała u pani Margaret? Młoda dziewczyna bez pracy z rocznym dzieckiem. To najgorsze połączenie jakie mogło się komukolwiek przydarzyć. Nie chciałam nikomu mówić, że ty jesteś jej ojcem. Ludzie powiedzieli by, że chcę cię naciągnąć na kasę, a to nie prawda. Była to dla mnie taka sama niespodzianka, jak dla ciebie. Chyba... - przerwałam. Nawet nie pamiętam co siedziało wtedy w mojej głowie. Po prostu patrzyłam na obraz Malika. Wydaje mi się, że ją kochasz, a skoro tak jest to dasz jej jakiś dobry start w życie, aby nie skończyła, jak ja. Mamo, tato, bracie - płaczę. Płaczę bezgłośnie, ale płaczę. Ramię Zayna poruszyło się. Podniosłam głowę. On obrócił się w moją stronę, oplótł ręce na moim torsie i mocno do mnie przyległ. Na tyle na ile pozwalały mu ograniczenia - nogi. Kocham Nemi, ciebie... Jak mogłaś pomyśleć, że jest inaczej? - mruknął mi w szyję. Po chwili dodał. Początki nie były najlepsze, ale zapomnij o nich, dobrze? - odsunął twarz na pewną odległość. Patrzył prosto w oczy, prześwietlał mnie. Przerwał zabezpieczenie z łez, prześlizgnął się nawet obok strachu. I zbliżał się, zbliżał się, zbliżał się i pocałował.
Romans.
Niewiedza.
Niespodzianka.
Rozkaz.
Bunt.
Podporządkowanie.
Zabawa.
Śmiech.
Przywiązanie.
Miłość.
Wyznani.

***
Nie mam pomysłu na mówkę. Czerwone landrynki są niedobre. Amen!

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 35

     Niall to nie powinno mieć miejsca. - powiedziałam, gdy tylko chłopak odsunął się ode mnie. A nastąpiło to bardzo szybko, gdyż chłopak chyba zorientował się, że nie oddaję jego pocałunków. Stałam po prostu, jak kłoda, zdziwiona jego czynem i pozwalałam mu na ten niezwykły gest. Przedtem jego źrenice były rozszerzone, kipiące granatową złością i wszelkimi innymi mieszającymi się emocjami. Teraz powróciły do dawnego słodkiego, nieco znudzonego błękitu. Westchnął, ale nie jak Zayn, ale jak smutne dziecko. Wiem. - przemówił - Ale wiesz Cam, jesteś kimś więcej niż tylko przyjaciółką... - kontynuował. Jestem też żoną twojego najlepszego przyjaciela. - przerwałam mu. Jakie z was małżeństwo, skoro się w ogóle nie kochacie? - parsknął bezczelnie. Przewróciłam oczami. A skąd ty to możesz wiedzieć? - odgryzłam się. Założyłam ręce na biodrach i zmrużyłam oczy. Zamilkł. Zabrakło mu słów. Nie miał nic na wyplątanie się z tej sytuacji. Albo może ja? Przeanalizowałam raz jeszcze naszą krótką rozmowę. Cholera. Wygadałam się. Kochasz go? - spytał.
     Pamiętam ten dzień, kiedy przybyłam na plan teledysku chłopaków. Było dosyć chłodno, a my musieliśmy bawić się nad basenem. Słońce zachodziło, było mi coraz zimnej, a George wciąż wciskał mnie do kolejnych scen. W końcu dał mi spokój. Usiadłam obok ogniska. Siedziały tam już inne dziewczyny pochłonięte rozmową. Ciepło ogniska było takie przyjemnie. Przymknęłam oczy, oparłam głowę na rękach. Robiłam nic. Chcesz? - spytał ktoś. Jego głos był bardzo męski i posiadał przyjemny akcent. Podniosłam głowę. Obok mnie siedział chłopak, Zayn. W ręce miał dnie butelki piwa. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po napój. Chętnie, dzięki. - odparłam. I on też się uśmiechnął. I patrzył na mnie. I mówił do mnie. I to było piękne. A potem pojawiły się kolejne butelki, więcej ludzi siedziało przy ognisku. Niall grał na gitarze i wszyscy śpiewali. Ostatnim trzeźwym przebłyskiem był cichy spacer po okolicy, a następnie natknięcie się na namiot. Więcej grzechów nie pamiętam.
     W tym momencie, kiedy stałam wrząca ze złości przed Niallem, który wręcz emanował niezmąconym spokojem i wspominałam ten dzień, zdałam sobie sprawę z tego jaka jestem głupia. Miałam wybór, mogłam się postawić Paulowi i reszcie jego managerów, ale tego nie zrobiłam, bo gdzieś tam w głębi duszy, gdzieś gdzie nie ma dostępu żaden człowiek, żyła we mnie maleńka jeszcze miłość do Malika.
Tak Niall, kocham go.
     Horan westchnął, opuścił zrezygnowany ramiona. Spojrzał na mnie z wielkim żalem, z zaszklonymi oczami. Przestraszyłam się. Jeszcze moment temu nie było tych kilku łez na policzku. Bardzo mi cię żal Cam. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - szepnął, odwrócił się na pięcie i wolnym krokiem wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Krzyknęłam ze złości zanim się rozpłakałam i zamknęłam w pokoiku Noemi. Potrzebowałam chwili ciszy i spokoju. I kogoś kto kochał mnie bezinteresownie i uwielbiał się przytulać.
Cza­sem zbyt często po­pełniamy błędy, zbyt moc­no się kochając.
     Wrócił późnym wieczorem. Po koncercie. Zmęczony, śpiący. Poszedł do łazienki. Nie odezwał się do mnie nawet jednym słowem. Nemi już spała, woda szumiała, a ja na łóżku siedziałam. Hah. Siedziałam i myślałam, co zrobić? Jak się zachować? O co do jasnej cholery chodziło Niallowi? W jednym momencie zakręciło mi się w głowie. Przymknęłam oczy. Czułam ucisk w brzuchu. Wszystko we mnie kołowało, jakby dorwała się do mnie czarna dziura i chciała wyssać ze mnie całą zawartość. To nie czarna dziura. To mdłości. Zerwałam się, jak oparzona z pościeli i pobiegłam do drzwi łazienki. Wpadłam na nie, nawet nie starałam się zatrzymać. Pociągnęłam za klamkę. Puściła. Otworzyłam drzwi. Zayn stał w kabinie. W dwóch krokach dopadłam ubikacji i podtrzymując się po bokach pozwoliłam by wszystko ze mnie spłynęło. W tym czasie szum wody ucichł. Z spod prysznica padło kilka przekleństw, Malik wyszedł z kabiny. Skończyło się. Wykrzywiając się z odrazy wyciągnęłam przed siebie rękę i spuściłam wodę. Opuściłam deskę. Dobrze się czujesz? - spytał podchodząc do mnie. Spojrzałam na niego, przewiązał sobie ręcznik na biodrach. Nie odpowiedziałam. Chwycił mnie pod pachy i postawił na nogi. Chce umyć zęby. - mruknęłam wymijając go. Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Może zjadłaś dzisiaj coś... - dopytywał się. Wszystko w porządku daj mi tylko umyć te cholerny zęby. - syknęłam.

     Obudziłam się, wyjątkowo, z twarzą skierowaną do Zayna. Nie spał też już i przyglądał się mi. Dzień dobry. - przywitał się, a na mojej twarzy wymalował się słaby uśmiech. To nie były Malikowe oczy, to nie była Malikowa twarz. Dlaczego widziałam w nich dziecięcą twarzyczkę Nialla. Dlaczego widzę go przed sobą, a nie Malika? Co jest? - zapytał kładąc mi dłoń na policzku. Przełknęłam głośno ślinę. Ja tego nie chciałam. - szepnęłam, a pierwsza łezka wypłynęła mi z oka. To on to zrobił. - i druga. To on mnie pocałował, a ja nie chciałam. - i trzecia i czwarta i piąta. Twarz Zayna stała się nieruchoma. Utkwił we mnie spojrzenie pełnie zdziwienia i złości. Kto cię pocałował? - przecisnęło się przez jego zęby. Odpowiedziałam. Malik wybiegł z pokoju.
     Zdecydowanie najgorszym przeżyciem mojego życia był moment poinformowania rodziców o ciąży. Należeli do ludzi, brzydko powiedziawszy, starej daty. Weszłam do kuchni podtrzymywana przez Spencera, który oczywiście dowiedział się jako pierwszy. Mama i tata siedzieli przy stole pijąc kawę i czytając swoje gazetki. Milczałam chwilę, aż Spenc odchrząknął i przemówił bardzo oczywistym tonem: Cam ma wam coś do powiedzenia. Rodzice wychylili twarze zza czasopism i przypatrywali mi się z wielką uwagą wyglądającą im przez okulary. Spuściłam lekko głowę, uciekałam wzrokiem, krztusiłam się własną śliną. Słuchamy cię. - przypomniała z lekka zniecierpliwiona mama. Spojrzałam na nią. Prosto w oczy i głosem trzęsącym się i urywającym powiedziałam cicho: Jestem w ciąży. Matkę zatkało, ojca ogarnęła furia. Zaczął wypytywać o wszystko i krzyczał. Odpowiadałam przez łzy lub w ogóle. Dostałam po twarzy i Spenc też oberwał, a na koniec wedle wyraźnego polecenia ojca zabrałam swoje rzeczy i wyszłam. Miałam nie wracać.
     Byłam sama przez bardzo długi czas. Krążyłam z jednego domu opieki do drugiego. Nie miałam kompletnie nic. Nie potrafiłam się nawet cieszyć drobnostkami, które mnie spotykały, bo smutno cieszyć się w samotności.
     Impuls kazał mi biec za nim, zdrowy rozsądek - ubrać się najpierw. Porwałam z fotela jakąś bluzę. Chyba jego. Piżamowe spodnie były odpowiednie: długie, białe w czerwone kropki. Spod łóżka wygrzebałam kapcie. Już stałam przy drzwiach, już widziała, jak Malik znikał za zakrętem. Skręcał w prawo. Tam nie ma windy, schodów, wyjścia, ale jest pokój Nialla. Z pokoiku dziecięcy głosik zaczął krzyczeć na zmianę "mama, tata". Musiałam, więc jeszcze pobiec po małą i dopiero wtedy popędziłam w wyznaczonym kierunku. Na korytarzu słychać już było odgłosy kłótni. Minęłam zakręt. Liam i Harry biegli w moją stronę całkiem zdezorientowani. Skręcili do dwieście sześć. Zaklęłam w duchu. Wpadłam tak tuż po nich. Przepraszam, czy mogę dostać kolejny kubek kawy, bo właśnie jestem na scenie, gdzie lejesz się z Horanem?


***
Niespowiedziana niespodzianka.
I tu was mam słodziaki!
Tak właściwie to ja tu mówię, że jeszcze nie koniec, jeszcze nie koniec, a tak właściwie historia nam się urywa. I mówię to z wielkim smutkiem, bo jak wiecie - jesteście najwspanialszymi ogóreczkami świata.
Kocham Was!

sobota, 9 marca 2013

Rozdział 34

     Pokój z sennych koszmarów. Nawet nie pokój, a czarna przestrzeń, która zamyka się wokół ciebie zdająca się być mały, ciemnym pokojem. Czerń, a gdzieś pośród tej czerni jeden jasny punkt. Jakby reflektor zawieszony gdzieś wysoko. Oświetlał stolik. Najzwyklejszy, drewniany stolik, a na stoliku tabletka i szklanka wody. Wzięłam tabletkę do ust. Zaczęła rozpuszczać się na języku. Buzię wypełnił gorzkawy posmak. Popiłam tabletkę wodą. Chciałam kolejną. Kolejna pojawiła się na stoliku. Kolejna wpadła do buzi. Kolejne tabletki się pojawiały, woda w szklance zdawała się nie ubywać. Stałam i brałam tabletki i tak cały czas i było mi coraz gorzej i coraz bardziej chciałam połknąć kolejną.
     Obudziłam się z czymś jakby uczepionym dom moich pleców. Z czymś co ściskało mnie tak mocno, że trudno mi było oddychać. Sięgnęłam rękami pod kołdrę. Natrafiłam na inne ręce zaciśnięte wokół mojej tali. Otworzyłam oczy. Komoda i drzwi do łazienki. Podniosłam się na łokciu. Ramiona Malika ześlizgnęły się z mojego ciała. Po cichu otworzyłam szufladę.Wyłowiłam z niej plastikowe opakowanie i wysypałam z niego jedną tabletkę. Na podłodze znalazłam butelkę z wodą i po kilku chwilach znów leżałam na poduszce starając się uspokoić. Po co ją wzięłaś? - spytał. Obróciłam głowę w jego stronę. Bo tak. - odpowiedziałam. Poczułam ucisk na nadgarstku. Przestań. Ściskał mocniej. To boli. Nie puszczał. Wbijał paznokcie w skórę. Przestań. Szarpnął mną, przewrócił się na bok i zawisł nade mną opierając się o dłonie ściskające moje nadgarstki. Musisz to robić? - jego głos przypominał bardziej napalonego zboczeńca, niż Zayna Malika. Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w jego twarz. Wzmocnił uścisk, przybliżył twarz. Pytałem, czy musisz to robić? - zbliżył twarz do mojego policzka i zaczął go ogrzewać i chłodzić na zmianę. Przestań. Skończ. Zostaw mnie. Potrzebuję tego. Ruszył w dół lekko zahaczając ustami o skórę. Dotarł do szyi, którą zaczął okładać pocałunkami. Przełknęłam głośno ślinę. Usłyszał, wyczuł, zauważył to. Był już przy obojczyku. Puścił nadgarstki. Przełożył nogę przez moje ciało. Ułożył dłonie powyżej talii. Wrócił tą samą drogą do policzka, do nosa, do ust. I całował tak zachłannie, tak namiętnie do póki byłam w stanie mu oddawać, dopóki z sąsiedniego pokoiku nie rozległ się dziecięcy płacz. Niechętnie zostawił mnie i poszedł po Noemi.
     Zdążyłam się już przekonać, że w każdym hotelu wyposażenie pokoi jest identyczne. Pokój Nialla Był taki sam. Nie licząc braku pokoju dla Nemi, lecz to nie było takie istotne. Chłopak cieszył się, że nie musiał z nikim dzielić pokoju. Mógł spać ile chciał i zostawiać śmieci, gdzie miał ochotę. I miał na własność całą zawartość małej lodówki ukrytej w komodzie. Usiedliśmy na fotelach. Noemi nie rzuciła nawet okiem na zabawki, które ze sobą przyniosła i od razu uczepiła się Nialla. Podkuliłam nogi. Horan złapał mnie przy recepcji i nie pozwolił wrócić do swojego pokoju. Nie wzięłam tabletki, nie wyciągnęłam ich z torebki. Chłopak siedział z nią na kolanach. Mała klepała go rączkami po buźce i śmiała się głośno. Zbyt głośno. To mnie irytowało. Tabletka. Tabletka. Tabletka. Substytut narkotyku. Trzy godziny. Tabletka. Torebka. Podniosłam ją z podłogi. Wyciągnęłam pudełko i położyłam na stole. Niall nawet się tym nie zainteresował. Pigułka, dłoń, szklanka, woda, łyk. Przeszła mi przez gardło i teraz ma siedem sekund na dotarcie do żołądka. Chwila wytchnienia. Głowa cię boli? - spytał. Spojrzałam na nich. Obydwoje wpatrywali się we mnie wielkimi oczami. Tak jakby. - odpowiedziałam charcząc. Poprawiłam się na fotelu. Więc po co wzięłaś tabletkę? - wzruszyłam ramionami. Westchnął. Która to? Podniosłam jeden palec. Podniósł brew. Dodałam jeszcze jeden. Pokręcił głową. Wyprostowałam trzeci, a kilka sekund później czwarty. Prychnął. Ostatecznie pięć. Ile dni z rzędu. - posadził Noemi na ziemi. Nie wiem. Nie liczę, ale ponad tydzień. Prawie dwa. - schowałam pudełko do torby, gdyż Niall wyciągnął po nie rękę. Na co ci to? Zaszkodzisz sobie. - warknął i wbił we mnie wściekłe spojrzenie. Nic mi nie będzie. - uspokoiłam go, a przynajmniej tego chciałam. Co ty wygadujesz dziewczyno?! - krzyknął i wstał. Ruszył ku łóżku. Podniósł słuchawkę telefonu, wystukał ciąg jakiś cyfr i przekazał komuś informację o treści: Tu Niall, bierz, przyjdź do mnie szybko. Trzeba się zmywać. Będą chcieli mnie przekonać do swojego. Spojrzałam na Nemi. Wstać, chwycić ją i uciec. Nawet nie myśl o ucieczce. - mruknął chłopak odkładając słuchawkę. Psia dupa!

     Wszyscy. Chłopcy i Danielle, całą szóstką zaprowadzili nas do naszego pokoju. Noemi wylądowała w kojcu, a ja na fotelu przytrzymywana przez Liama i Dan. Zayn, Niall, Louis i Harry przeszukiwali moje rzeczy w poszukiwaniu tabletek.  Znaleziska lądowały na podłodze tuż przede mną. Skuliłam się na fotelu i oparłam o ramie dziewczyny, która przysunąwszy drugi fotel obok, siedziała i tuliła mnie do siebie. Niall był wściekły, Lou przygryzał lub zaciskał wargi, Harry wciąż pociągał nosem i odsuwał włosy, które zasłaniały mu widok, gdy schylał się po coś, Zayn był smutny. Był smutny na sto dwa! Chodził ,bo chodził, szukał, bo szukał... Trzeba było nie ujawniać mojej tajemnicy. Cam, teraz je zabierzemy i wyrzucimy. - powiedział Liam ostrożnie. Nie mów do mnie, jak do małego dziecka, wiem co chcecie zrobić. - mruknęłam przysłaniając się ramieniem Danielle. Ktoś westchnął. Dobrze. Chodź Hazz, nic tu po nas. - rzucił jeszcze Louis i on i Styles wyszli, a za nimi Liam z workiem tabletek i Zayn. Dan odsunęłam mnie od siebie. Pogłaskała po policzku, uśmiechnęła się pokrzepiająco, dokładnie tak samo, jak na koncercie i dodała: Tak będzie lepiej. Wstała i poszła. Zostawiła mnie. Niall usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. Nie wiedziałam co miałam zrobić. Odezwać się, milczeć. Milczałam.
     Jesteś głupia. Jesteś porąbana i głupia. Co sobie wyobrażałaś biorąc te tabletki? To nie było byle gówno. W jednym z tych pudełek były leki dla ludzi z nowotworami. Może i to były tylko durne dwa tygodnie, ale gdybyś brała te tablety dłużej nie skończyłoby się tylko na uzależnieniu. Od przedawkowania leków też można umrzeć, wiesz? Wiesz?
Wiem. - odpowiedziałam cicho i podniosłam głowę patrząc na niego. On też patrzył na nie. Nagle wstał. Podszedł do mnie, złapał za rękę i zmusił, aby też wstała. Miał mokre ręce.  Mówił kiedyś,  że dzieje się tak od nerwów i gdy pierwszy raz wyszedł na scenę xFaktora mikrofon prawie wyśliznął mu się z palców. Patrzył mi prosto w oczy. O nie, o nie, o nie! Nie rób tego! Nie rób tego proszę! I chociaż moje serce krzyczało, a umysł świrował to on mnie nie posłuchał. Pocałował, prosto w usta...


***
Powinniście być ze mnie dumni. Zaczęłam się uczyć.
Nie myślcie sobie, że Was tak szybko opuszczę! Jeszcze dużo spraw zostało do wyjaśnienia i jest jeszcze dużo komentarzy do czytania/pisania/odpowiadania, prawda?
Jak Wam się podoba odświeżony, wiosenny wygląd bloga? Ja zimę bardzo lubię, ale pomoc w sprowadzeniu wiosny nie zaszkodzi ;D Prawda? Prawda!
Kocham Was wszystkich bez wyjątku i życzę udanego tygodnia! <3

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 33

     Lądowaliśmy na Sea - Tac i od razu informuję, że od dzisiaj tego lotniska nienawidzę. Nie obchodzi nie, że jest trzydziestym co do wielkości portem lotniczym świata, otwarto go ponad pięćdziesiąt lat temu i obsługuje loty między Europą i Azją. Po prostu go nienawidzę i już! Nienawidzę tego samolotu, tej błyszczącej podłogi i ochroniarzy i tej ławki, na którą wpadłam, gdy zostałam zaskoczona przez fanki i brutalnie przewrócona. I nienawidzę Paula, który pomógł mi wstać i kiwnął do jednego z ochroniarzy imieniem Hank, aby mnie wyprowadził z hali. I wyszliśmy jakimiś drzwiami i znaleźliśmy się w jakimś zaułku, gdzie stała już jedna taksówka. Obok Danielle i jeszcze jeden ochroniarz. Zobaczyłam rozrzucone walizki, z krótkofalówki Hanka wydobywał się krzyczący głos zagłuszany przez piski i krzyki. I dopiero w tedy dotarło do mnie, że tam w środku jest Noemi. Moja mała, bezbronna córeczka. Niósł ją Zayn, a teraz jest otoczony przez jakieś rozwrzeszczane dziewuchy i ona też tam jest. Zaczęłam płakać. Łzy najpierw wypłynęły mi z oczu, potem ramiona zaczęły podnosić się i opadać. Przytknęłam dłoń do ust. Danielle podeszła do mnie i przytuliła. Objęła trzęsące się ciało i gładziła mnie po włosach i ramionach i plecach. A co jeśli coś jej się stało? Dlaczego jeszcze ich tu nie sprowadzili? Może przesadzam? Może dla mnie czas płynie szybciej niż naprawdę? Danielle powtarzała mi wciąż, że wszystko będzie dobrze. Że Hank, Paul, John i Steve zaraz przyprowadzą tu Zayna z Nemi, że to nie pierwsza taka akcja. Moczyłam jej włosy i ramię i szlochałam do ucha. Za mną coś trzasnęło. Stare, metalowe drzwi zatrzasnął ktoś bardzo silny, bardzo zdenerwowany. Odwróciłam się szybko i ujrzałam, jak Steve puszcza kaptur Nialla. Chłopak jest cały czerwony i ma rozczochrane włosy, oddycha ciężko. Patrzę na niego przestraszona i on też zdaje się być zaskoczony. Potrząsa głową, łapie się za nos. Chyba w niego oberwał. Czuję, że Danielle obejmuje mnie mocniej. Słychać stłumiony krzyk. Dawaj ich tutaj! Szybko Steve! Drzwi ponownie się otwierają i z budynku wybiega Harry z płaszczem zwisającym mu na jednym ramieniu, a za nim Malik z drobną różową kuleczką ściskającą mu kark. Podchodzę do nich szybko. Chcę wiedzieć co z Noemi, czy coś jej się stało. Płacze. Zawodzi. Zayn odsuwają lekko od siebie, mówiąc, że już po wszystkim i jest bezpieczna i że mamusia tu jest. Patrzę na Malika. Z czoła spływa mu pot. Wciskam mu rękę pod jego wolną, a drugą obejmuję Noemi. Czuję, że i on przycisnął mnie do siebie i oparł głowę na mojej głowie. Nemi się uspokaja i zaciska rączki na ramieniu ojca. Chociaż przez chwilę wyglądamy, jak rodzina.
Nienawidzę.
Tego.
Cholernego.
Lotniska.
Zayn.
Też.


    Wstaję rano. Tabletka. Śniadanie. Tabletka. Obiad. Tabletka. Spacer. Tabletka. Odwiedziny u Nialla. Kolacja. Tabletka. Spać. Tabletka. Pobudka. I od nowa. I kolejny dzień i kolejne tabletki. Od czterech dni. Nic mnie boli. Ani głowa, ani brzuch, ani nic, a ja je biorę. Substytut narkotyku.
    Nowy pokój jest o wiele jaśniejszy od tamtego i ogólnie wydaje się być radośniejszy. Ściany mają kremowy kolor, podłogę wyłożono szarymi panelami, z białego sufitu z wisa kryształowy żyrandol. Łóżko jest o wiele większe, a zagłówek obito w rybio - zieloną satyną. Lub czymś co satynę przypominało. Ozdobność mebli ograniczono do minimum. Dwie białe, nowoczesne etażerki; prosta komoda z surowego drewna, wbudowana w ścianę szafa; niski, okrągły, czarny stoliczek i obowiązkowo dwa wygodne, białe fotele. Kompletne pomieszanie kolorów i gdybym nie widziała tego na własne oczy, powiedziałabym, że to kompletna katastrofa, a tak nie było. Jednak największą zmianą jaka nas spotkała, było to, że Noemi miała swój własny pokój. Z łóżeczkiem, przewijakiem, koszem zabawek... Nie wiem czemu, ale boję się tego. Zostać w pokoju sama z Malik'iem, Noemi za ścianą, zbyt daleko ode mnie.
     Kolejny dzień. Kolejna pobudka. Kolejna tabletka. Zayn jeszcze śpi. Wczoraj mieli koncert. Wstaję z łóżka. Zaglądam do pokoiku Nemi. Siedzi w łóżeczku i gryzie jakąś zabaweczkę. Momentalnie się uśmiecham i podchodzę do niej. Co kochanie? Mamy już wreszcie tego pierwszego ząbka? - pytam opierając się o ścianę łóżeczka. Noemi wypuszcza gryzak z rąk i podnosi je w górę sepleniąc pojedyncze sylaby. Ciszej kochanie. Wiem, że chcesz się bawić - biorę ją na ręce -I z kimś pogadać, ale dzisiaj musimy zachowywać się cichutko, wiesz? - osiadłam z nią na fotelu. Znaczy na fotelu w jej pokoju. Oparłam się o podłokietnik, nogi przerzuciłam przez drugi, a małą posadziłam sobie na brzuchu. Zrób aaa. - poprosiłam, co też ona uczyniła. Zaczęłam przyglądać się jej dziąsłom. Coś mi się zdaje, że coś się pokazuje na górze słonko. - mruknęłam. Chwyciłam poliki małej i zbliżyłam do siebie nasze twarze. Robi się z Ciebie prawdziwa, pełno - zębna kobietka. - uśmiechnęłam się, na co ona wybuchła śmiechem. Przykryłam jej paluszkiem buźkę. Obudzisz tatusia. - podniosłam brew i odsunęłam palec. Noemi znów zaczęła się śmiać. Za późno. - powiedział Zayn, który stał w progu. Spojrzałam na niego. Nie ładnie tak pokazywać mi się bez koszulki. Zaczął się do nas zbliżać. Bardzo brzydko. Przykucnął obok. Bardzo, bardzo nieładnie. Nemi zaczęła krzyczeć "tata, tata". Machała rączkami, śmiała się, podskakiwała żywo. Wykrzywiłam się. Od jej dzikich tańców bolał mnie brzuch. Proszę mi nie krzywdzić mamusi. - pouczył Malik i spojrzał na mnie kątem oka. Uśmiechnęłam się leciutko. Zrobiło mi się gorąco. Zayn zbliżył twarz do mnie i cmoknął w czoło, a następnie zabrał Noemi z mojego obolałego brzucha. Krzyki maleństwa się nasiliły. A gdybyś tak dla odmiany powiedziała mama. - zaproponował dla żartu Zayn. Dziewczynka ucichła i wbiła w niego zdziwione spojrzenie. Podniosłam się z fotela i podeszłam do nich. Mama? Mama! - zaczęła okrzyki, a ja i Malik zaczęliśmy się głośno śmiać.
     Codzienny poobiedni spacer. Piąty dzień w Seattle. Zadzwonił telefon. Odbieram. Spencer. Kazanie. Jesteś cholernie nieodpowiedzialną i nieczułą smarkulą Cam. Jak mogłaś zostawić mnie samego przez tyle dni. Dlaczego nie zadzwoniłaś? Dlaczego nie zdajesz mi codziennych relacji z tego co się u Ciebie dzieje? Wszystko w porządku? Jesteś cała? Nie boisz się latać samolotem? A Noemi? Jest grzeczna? Dobrze śpi? Jak zniosłyście zmianę strefy czasowej? Jaka u was pogoda? Kiedy wracacie? Kłóciłaś się z Malikiem? Mówiłaś matce, że wyjeżdżasz? Jedno wielkie kazanie. Cholernie kurwa wielkie kazanie i cholernie kurwa wielkie wyrzuty sumienia. Kilka łez. Narzekanie na sytuację z lotniska. Artykuł o pani Margaret. Piosenka. Słyszałem o tym. Oczywiście, że to ustawka. Ile razy nazwał cię żoneczką? Zastanów się zanim mu uwierzysz. Kolejne kazanie. W ich czasie kolejna tabletka. Spencer. Kocham cię i musisz to wiedzieć, bo ja już chyba nie daję rady. I to chyba jest ten moment. Głupia wmawiałam sobie, że wytrzymam osiem lat, a po kilku miesiącach już jest mi ciężko. Spenc to koniec. Pierdolony kurwa koniec.


***
Powinnam zacząć narzekać. Trzy dni bez wolnego czasu. Szkoła, jedzenie, spanie.
Nie znam/nie potrafię napisać słów, którymi chciałabym Wam podziękować. Bo to wszystko co tu mam. Rozdziały, obserwujących, komentarze to tylko i wyłącznie wasza zasługa! Chciałabym znaleć każdą z Was i cholernie mocno Was wyściska za to, że jesteście. Wierzcie mi lub nie, ale wczoraj płakałam, jak bóbr gdy sobie o Was pomyślałam. Wy wszystkie jesteście dla mnie kimś więcej niż czytelniczkami. Jesteście moimi słoneczkami, promyczkami, kotkami, ogóreczkami przede wszystkim! I kiedy dostaję wiadomości na Twitterze, że zawalanie przeze mnie lekcje, czytacie po nocach to z jednej strony jest przeogromnie szczęśliwa, że to co piszę Was całkowicie pochłania, a z drugiej mam wyrzuty sumienia, że potem możecie mieć problemy. Dziękuję. Dziękuję, że Was mam.
Dziękuję All - mojej kochanej Oli, która jest ze mną od początku, i którą kocham. I kocham też Miśkę, która ostatnio przestała się do mnie odzywać, a ja jej bardzo potrzebuję, bo to przecież moja Miśka, prawda? xdd
Dziękuję Hope - której tu nie może zabraknąć. Kochany promyczku!
Dziękuję LovingLove - która jest tak wyczekiwana pod każdym rozdziałem, jak pizza w pizzerii.
Dziękuję Justynie Mechelewskiej - szalonej piękności, z którą mogę porozmawiać na każdziutki temat. Począwszy od kościoła na remontach kończąc.
Dziękuję Dominice - która pisze świetne imaginy, i którą kocham.
Dziękuję Klaudii City Londyn - która jest mistrzynią odnajdywania szczegółów. Kochany niewyżyty zboczuszku!
Dziękuję Shibushi - którą kojarzę jeszcze ze zwiastuna i która wpisała mi się w pamięć po kłótniach z All o pierwszeństwo.
Dziękuję Izabelli - która napisała do mnie Twitterze i teraz jest nieodłączną jego częścią. Więcej seksownych gifów, więcej pytań o Krzyżaków, więcej słodyczy i serduszek.
Dziękuję Coppernikanie - która również zaskoczyła mnie na Twitterze i której nie zapomnę, bo ma zbyt zajebisty nick. I nazywa się Wiola i już ją kocham!
Dziękuję Viv.V - której komentarz doprowadził mnie do stanu głębokiego odrętwienia. Czytałam go pięć razy i za każdym razem płakałam i który jest jednym z najpiękniejszych komentarzy, jakie kiedykolwiek ktoś mi napisał. Nie jak, ale od razu podskoczyła mi samoocena! Zwróciłaś uwagę na rzeczy, których w ogóle nie pomyślałam i mogę w pełni stwierdzić, że się z nimi zgadzam. Dziękuję. Dziękuję, że poświęciłaś tyle czasu na napisanie tego. Czegoś długości rozdziału.
Dziękuję wszystkim Anonimowym Anonimkom - chociaż nie wiem kim jesteście to Was kurde znajdę i wyściskam za czterech.
Dziękuję wszystkim których pominęłam, o których zapomniałam. Gabi, Juli, More than this, Malikowo - Horanowej, lool, Dośce, Klarze, Claudii... Wszystkim obserwującym. Tym który czytają, czytali.
Dziękuję.