niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 3

     Wierzcie mi lub nie, jego niewiedza była dla mnie zbawieniem i ucieczką. Malik - człowiek mądry i zaradny, zapewne obdzwoniłby uczelnie, do których mogłabym złożyć papiery. Pewnie już to zrobił, bo ile uczelni może być w Australii? Samo to, że o tym wie daje mu duże pole manewru. I tu objawia się moja mądrość - zastrzegłam sobie prawo do przekazywania jakichkolwiek informacji o mnie. Ot co.
     Możecie mnie zlinczować lub publicznie wychłostać - pojadę mimo wszystko. Nikt nie przekona mnie niczym do zmiany decyzji. Zrobię coś sama dla siebie i znów poczuję się jak wolny ptak, nie więzień z kulą u nogi. Będę znów sama, bez Malika siedzącego na mojej głowie i dyktującego mi swoje zasady. Wyjdę kiedy będę chciała, pójdę spać kiedy będę chciała. I będę sobą?
     Zróbcie mi najgorsze okropieństwa, jakie mogą zrodzić się w ludzkim umyśle i zostać wykonane przez ludzkie ręce. Nie jestem okropną matką. Daję dzieciom szansę na poznanie swojego ojca. Daję Zaynowi szansę na poznanie swoich dzieci. Gdy wreszcie przestał bawić się w rock mana i na moment zszedł na ziemię, miło by było gdyby zostawił na niej jakieś namacalne ślady. Miło by było żeby Noemi z każdym problemem nie latała do mnie, ale potrafiła też zawołać ojca. Miło by było, aby Charisa z ojcem łączyła szczególna więź, która nigdy nie będzie istniała miedzy mną, a synkiem. A może chcę po prostu uciec?
     Tak to niestety wygląda. Jak ucieczka. Ucieczka najgorszego tchórza. W środku nocy. Na palcach. We łzach. Ostrożnie ściągnęłam walizki na parter. Nieco się nagimnastykowałam. Były ogromnie ciężkie, a ja słabiutka kobietka z patyczakowymi rękami niezależnie od wieku. Ale jakoś mi się udało, i cały dom nie wypełnił się rumorem, spadającej ze schodów walizy. I zdołałam nie trzasnąć drzwiami szafy. I nie zbudziłam Zayna. To znaczy do pewnego czasu. Ale utrzymujmy, że obudził się sam.
     Czyli jednak - westchnął anielsko, zaspany. Usiadł na łóżku, pocierając dłonią oczy. Dlaczego widziałam w nim małe dziecko? Małe dziecko z zarostem, tatuażami, ochrypłym głosem i własnymi pociechami? Czyli jednak, co? - spytałam, wrzucając drobnostki z szuflady do torebki. Czyli jednak nie żartowałaś - powiedział, wykopawszy się z pościeli. Parsknęłam pod nosem. Jak widzisz dopięłam swego. Mówiłaś coś? - spytał i zapalił światło. Czyli jednak powiedziałam to na głos. Jak widzisz dopięłam swego. - Odwróciłam się w jego stronę, zostawiając za sobą opustoszałą z babskich łachmanów szafę. Stał tam, gdzieś obok łóżka. Anioł. Mój anioł. Widzę. - Podrapał się w tył głowy. Widzę też, że nie kryjesz się za bardzo z biletami. - Wskazał na komodę, na której leżały bilety i jakieś inne bzdety, które musiałam pokazać na lotnisku. Przeklęłam w duchu. Ruszyliśmy w stronę komody w tym samym czasie. Fakt, że miał do niej bliżej. Fakt, że był przy niej pierwszy. Fakt, że rzuciłam się na niego. Fakt, że nie upadł. Fakt, że dostawał z pięści. Fakt, że się ze mnie śmiał. Zayn, daj mi to do cholery - prosiłam. Śmiał się jeszcze bardziej, oczywiście. Podniósł papierki w górę na wyciągniętej ręce i wręcz pękał ze śmiechu, gdy próbowałam do nich doskoczyć. Ta tragedia jednak od początku była do niczego. Piętnaście centymetrów różnych robi swoje. Wspięłam się na palce, zarzuciłam swoje ręce na jego ramiona. Wspomagając się tym ułożeniem, byłam w stanie dosięgnąć jego ust. Momentalnie przestał walczyć, gdy do niego przylgnęłam. Poczułam, jak chwyta mnie za policzki. Zawsze czułam się, jak dziecko, gdy tak robił. Tym razem wiedziałam, że pragnie mnie zatrzymać. Jak nieczuła musiałabym być aby pocałować go tylko po to, by odebrać mu bilety? Zaczął się cofać. Za cholerę nie wciągniesz mnie znów do łóżka Malik. Skoro byłam już na tyle silna, by z niego wyjść to tam nie wrócę. Słyszysz? Nie wrócę!
     Moje palce, niby przypadkiem, prześlizgnęły się po jego palcach, w których zamknął świstki papieru. Oddaj mi je, proszę. Co ci szkodzi? Delikatnie rozluźniłam uścisk jego dłoni, jednocześnie nie przestawałam oddawać pocałunki. Będzie mi ich brakować. Nawet sobie z tego nie zdawałam sprawy, jak bardzo jestem od niego uzależniona. Poddawał się. Słabnął, mimo iż tak samo czułam jego fizyczną obecność, duchowa chyba gdzieś uciekła. Poddawał się. To nie koniec - sapnął między pocałunkami i wypuścił z ręki bilety. Ścisnęłam je mocno, jednocześnie stając wryta. Za trzy sekundy zacznę cię gonić - powiedział. Nie musiał mówić nic więcej. To zadziałało na mnie, jak kubeł zimnej wody. Migiem rzuciłam się do drzwi, w locie łapiąc torebkę. Brałam zakręt przy schodach, gdy za sobą usłyszałam zbliżającego się Zayna. W dwóch susach pokonałam schody i dopadłam walizek. Szarpnęłam za klamkę i pociągnęłam za sobą bagaże. Taksówka już stała. Bież to pan! - krzyknęłam do taksówkarza, zostawiając walizki w pół drogi do pojazdu. Wróciłam się po ostatnią torbę, przy której już prawie znajdował się Malik. Chwyciłam jej rączkę, a następnie popędziłam z powrotem na podjazd. Cam! - zawołał mój kochany mąż. Kocham Cię - odparłam, zatrzaskując za sobą drzwi taksówki.
     Wolna?

***
Witam ogóreczki ❤
*Ally - nie mam zielonego pojęcia cóż to za czcionka, gdyż szablon jest pobierany.
* Pierwszy ""hejt"" zawodowo pokonany przez Karolinkę
Na razie blog to samo masło maślane i na coś ciekawszego będziecie musieli poczekać jeszcze trochę :) Obiecuję, że z Wyznanych nie zrobię Syzyfowych Prac. To się nawet nie zdążyło rozkręcić, a się skończyło...
Przypominam o lajkowaniu fpage'a i zostawianiu swoich twitterowych username, a ja was szybciutko powiadomię o nowościach :)
Chyba wszystko co chciałam to napisałam.
Trzymajcie się gorąco,
Kocham Was i pozdrawiam
Ps. Pracuję nad bohaterami dla cz. 2. A i ci z odsłony pierwszej potrzebują dopracowania :)