piątek, 28 września 2012

Rozdział 2

     Kiedyś marzyłam o tym samym co miliony innych dziewczyn w moim wieku. Mieć chłopaka, chodzić na imprezy, być sławna i bogata. Dążenie do ich spełnienia skończyły się nieco inaczej... Jednak zanim trafiłam na plan ich teledysku grałam w wielu innych. Zdarzały się role w reklamach lub epizody w serialach. Powolnymi kroczkami osiągałam coraz więcej i więcej, aby pewnego dnia móc powiedzieć, że sukces zawdzięczam swoje własnej, mozolnej pracy. Po zajściu w ciążę odcięłam się od nagrań. Nikt nie chciał zatrudniać ciężarnej osiemnastolatki. O jakie zdumienie przyprawił mnie list, który dzisiaj dostałam! Mam znów grać. Znów w klipie. Znów z nimi. Z nim...
     Napisałam 13 potwierdzeń i 14 odmów. Dwudziesty ósmy list będzie następnym potwierdzeniem. A kolejne? Muszę się w końcu na coś zdecydować. Nie mogę pisać w nieskończoność! Stawiam kolejne przecinki i kropki. Każda następna litera jest coraz bardziej krzywa i niewyraźna. Niedługo pęknę i nie podejmę żadnej decyzji. A bardzo bym chciała...
     Stawiam na stoliku kolejny kubek z herbatą, chwytam długopis i piszę dalej. Aby to był ostatni. W końcu do dwudziestu ośmiu sztuka, tak?


     Nie wiem jakim cudem dostałam się na do garderoby, a potem na plan. Pamiętam jedynie, jak pani Margaret pogłaskała mnie po policzku pytając, czy wiem co robię. Skinęłam niepewnie głową posyłając jej lekki uśmiech, pomachałam do Elise trzymającej na rękach Noemi i wsiadłam do taksówki. Świadomość wróciła do mnie dopiero, gdy usłyszałam swoje imię z ust dobrze znanego mi już reżysera. Miło mi cię znów spotkać! - uściskał mnie, po czym dodał. - Cieszę się, że wróciłaś. Brakowało mi kogoś takiego, jak ty. Ja również byłam bardzo szczęśliwa. Po rocznej przerwie miło jest zobaczyć jakąś znajomą twarz, a pan George dodał mi jeszcze odrobinę pewności siebie. Do czasu, aż usłyszałam z kim mam grać.
Dobrze dzieciaki! - krzyknął reżyser, a wszyscy łącznie ze mną zebrali się wokół niego. - Plan jest taki: Jest impreza, wszyscy dobrze się bawią. Prowadzimy pięć głównych wątków... - później objaśniał jakimś dziewczyną ich role, a następnie zwrócił się do mnie. - Ty kochana zagrasz z Zaynem. Będziesz zagubioną nastolatką, on wyprowadzi cię na korytarz i tam wiesz... - puścił do mnie oczko, a ja tylko przytaknęłam. W środku dygotałam, jak galareta...
     Wszyscy szybko się rozeszli, aby wypełnić przydzielone im przez George'a zadania. Ja wciąż stałam tam, gdzie stałam próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Mogłam się domyślić, że i tak go spotkam, że przez te parę chwil będziemy przybywać w swoim towarzystwie, ale że będziemy oddychać tym samym powietrzem? Że będziemy patrzeć sobie w oczy, a później... A później wszystko ma się powtórzyć?
     Dostałam długi sweter, gruby szalik i wielkie okulary. Wyglądałam naprawdę, jak zagubiona w świecie nastolatka. Czułam się identycznie. Jak szara myszka ukryta gdzieś w kącie na strychu. Od czasu do czasu opuszczająca swoją kryjówkę. Gdzie ta dziewczyna, która z podniesioną głową, dzieckiem i walizką na ramieniu przechadzała się po Londyńskich ulicach? Która ze wszystkim musiała poradzić sobie sama? Schowała się za szalikiem i okularami. Usłyszałam wołanie. Zaczyna się. Przełykam nadmiar śliny i wychodzę z garderoby. Rozglądam się gorączkowo. Mam wrażenie, że każdy się na mnie patrzy, a tak na prawdę utkwiony jest we mnie tylko jeden wzrok. Jego...


***
Rozdział powstał dzięki mojej koleżance, która przesłała mi dzisiaj wyjątkowo smętną piosenkę, która mi bardzo podpasowała. Bardzo dobrze zgadliście! Chodziło o Zayn'a. Za czytanie ze zrozumieniem macie ode mnie piątki. Liczę na wasze opinie. Myślę, że się wam podoba ;)

wtorek, 25 września 2012

Rozdział 1

     Dzisiaj byłam w urzędzie nadać córeczce imię. Noemi... Prawda, że ładne? Noemi Blackburn. Bardzo mi się podoba. Lepsze to niż jego. Jak by to wyglądało? Mamusiu, a dlaczego ty masz inne nazwisko, a ja inne? Trudne pytania wymagają odpowiedzi. Problem w tym, czy łatwych, czy tak samo trudnych.
     Nie śpię od trzech dni. Mała wciąż płacze. Nie pomaga smoczek, zabawki przynoszone od innych matek z ośrodka, butelka z mlekiem. Nic, po prostu nic. Po pokoju wciąż rozlega się dziecięcy krzyk, ale to po moich policzkach spływają łzy. Dlaczego to zdarza się mi? W szpitalu wszystko było dobrze, nie płakała, a teraz? Pani Margaret - opiekunka w domu matki i dziecka, w którym się znajduję -  dzwoniła do pana Brown'a - jej dobrego znajomego. Jeszcze dziś jedziemy na ostry dyżur. Boję się. Tak strasznie się boję, że coś jej jest. Dopiero co pojawiła się w moim życiu, a już po zaledwie tygodniu ma je opuścić? Nie pozwolę na to...
     Po przekroczeniu progu szpitala Noemi została natychmiast zabrana na badania. Siedziałam w poczekalni, jak na szpilkach i po cichu łkałam w rękaw bluzy. Pani Margaret trzymała mnie w swoich objęciach i wciąż szeptała mi na ucho, że wszystko będzie dobrze. Nie wiem ile czasu upłynęło zanim zostałam zawołana przez lekarza. Podniosłam się z ławeczki i czym prędzej znalazłam się w jego gabinecie. Obok niego stała młoda pielęgniarka trzymająca Noemi, która wciąż płakała. Doktor - starszy pan z widoczną siwizną i gęstym wąsem - poinformował mnie, że z dzieckiem wszystko w porządku, że jest zdrowa. Kamień spadł mi z serca. W jednym momencie dziwny ucisk w brzuchu znikł, a serce przestało wyrywać mi się z piersi. Odkryłem za to coś interesującego. Mężczyzna uśmiechnął się życzliwie i z kieszeni lekarskiego fartucha wyjął malutki kocyk. Identyczny jakim przykrywałam Nemi podczas naszego pobytu w szpitalu. Lekarz okrył nim dziewczynkę, a ta jak za machnięciem różdżki przestała krzyczeć i lamentować. Kawałek miękkiego materiału w kolorowe kropeczki, a przysporzył mi tyle strachu i cierpienia.
     To było, jak w tej piosence. Impreza, głośna muzyka i otwarte okna. Wcale się nie znaliśmy. Zamieniliśmy raptem kilka zdań. Bawiliśmy się, bo jesteśmy młodzi. Stworzyliśmy wspomnienia. Tylko mi w dodatku została jeszcze Noemi i zdjęcie, które następnego dnia krążyło po internecie. A potem już nigdy go nie spotkałam. Nagrania się skończyły, każdy rozszedł się w swoją stronę. A gdyby znów się skrzyżowały? Nie, to niemożliwe...

     Uwielbiam chodzić na spacery. Zawsze tak było i nawet teraz często je odbywam. Codziennie po obiedzie pakuję Noemi do wózka i spacerujemy po calutkim mieście. Tak było i dzisiaj, gdy postanowiłam, że trzeci miesiąc małej uczcimy piknikiem w jednym z parków. Jeśli piknikiem można nazwać siedzenie na kocu i patrzenie, jak Nemi śpi słodko na poduszce. Jej malutkie piąstki ściskają różowy smoczek, a drugi zajmuje honorowe miejsce w jej buzi.
     Jest 7 lipca. Zegarek w mojej komórce wskazuje godzinę 19:39. Dokładne trzy miesiące od jej narodzin. Wiele razy myślałam o jej ojcu. Czy mam mu powiedzieć? Zburzyć dotychczasowe życie, bo pewna głupia dziewucha jest z nim w ciąży? Zapłaciłam wielką cenę za to dziecko. Rodzina nie chce mnie widzieć. W rodzinnej miejscowości zostałam plotką numer jeden. Miałam się jeszcze upokorzyć przed całym światem? Wolałam to wszystko zostawić dla siebie, aż do pewnego spotkania dzisiaj w parku...
     Wracałam już do domu z pikniku. Słońce nadal mocno świeciło, jakieś dzieciaki biegały po skoszonej trawce, krzycząc w nieboskłony. Dwoje staruszków idących za rękę minęło nas z ciekawskimi spojrzeniami. Przyzwyczaiłam się do tego. Jacyś zakochani obściskiwali się na kolejnej ławce. Zbliżałam się do końca alejki, a potem chciałam skręcić w prawo, lecz ktoś zablokował mi przejście. Mianowicie wysoki brunet z papierosem w ręce. Patrzył na mnie obojętnie, burknął od niechcenia Przepraszam i wyminął. A ja stałam, jak sparaliżowana. Wiele razy od tamtego zdarzenia widziałam go w telewizji, gazetach, internecie, ale nigdy na własne oczy. Nie sądziłam, że tak zareaguję, gdy znów ujrzę jego twarz, a na pewno nie, że nasze spojrzenia ponownie się spotkają.
     Trzeba wracać do żywych, prawda? Niepotrzebnie rozpamiętuję. Noemi już śpi w łóżeczku. Ani na chwilę nie puszcza szpitalnego kocyka. Ściska go, jak największy skarb. Mój mały skarbek...

***
Tak oto zaczyta się historia. Nie wiem, czy się to Wam podoba, czy nie, ale tu również wplatam One Direction. Tak mi się jakoś zachciało, tak mi się wymyśliło i tak będzie. Zgadniecie, który z chłopaków będzie głównym bohaterem? Łatwizna, prawda?

sobota, 22 września 2012

Prolog

     Gdy patrzę na siebie w lustrze widzę... - widniało na środku białej kartki. Obróciłam ponownie długopis między palcami, aż w końcu przygryzłam jego koniec. Kilkakrotnie zastukałam zębami w niebieski plastik i przyłożyłam pisak do papieru. Brzuch. - dopisałam i zadowolona z udzielonej odpowiedzi oddałam kartkę psycholożce. Podniosłam się powoli z krzesła i wyszłam z sali. Jeszcze trochę, jeszcze trochę wytrzymam. Do przyszłego tygodnia...
     Biel. Niby przyjazny kolor, obojętny. Spróbujcie powiedzieć to rano, gdy słońce oświetla białą ścianę, białą pościel, białą szafkę obok (uwaga) białego łóżka. Leżę tak wycieńczona i myślę. Co będzie dalej? Do sali wchodzi pielęgniarka w (oczywiście) białym fartuchu. Uśmiecha się. To dobrze. Po chwili obok mnie leży malutkie zawiniątko. Purpurowe, ale zdrowe. Spisała się pani. - chwali kobieta. - Rzadko kiedy tak młode kobiety, jak pani dają sobie radę bez większej pomocy. Stawia na stoliku butelkę i wychodzi.
     Patrzę na nią długo i często. Całymi dniami jestem przy niej. Obserwuję każdy jej ruch, słyszę najmniejsze chrząknięcie. Karmię, przewijam, usypiam, rozpieszczam... Jak dziwnie brzmi: Mam córkę.


***
Startuję z czymś nowym. Mam nadzieję, że przypadnie do gustu...