wtorek, 8 października 2013

Rozdział 2

     Były takie minuty, gdy już chciałem dać jej wolną rękę.
     Dobrze, że zmieniłem zdanie.
     Cam uczyć się zacząłem stosunkowo niedawno. Nie udało mi się jej poznać przed zakochaniem się, musiałem więc straty nadrabiać już jako małżonek. Cam przechodziła wiele zmian. Czasem zastanawiam się, czy aktualna Cam jest prawdziwą Cam. Przez pewien czas zachowywała się tak, jak wyglądała - niewinnie. Później odważała się powiedzieć nieco więcej, aż w końcu stała się tak wygadana w swojej niewinności, że odezwanie się do niej wymagało odwagi ode mnie. Lecz przyswoiłem sobie trochę Cam i rozgryzłem w jaki sposób skłonić ją do uległości, czy szybko uciszyć. Oczywiście, sprowadzało się to do całowania.
     Znalazłem też sposób by namieszać jej w głowie i doprowadzić do obłędu. Tylko to może ją zatrzymać w Londynie.
     Noemi, zdolna istota, rozpoczęła wędrówki po kuchennych szafkach. Przytargała z jadalni krzesło i postawiła je przy blacie, tak by móc nań wejść. Co też, oczywiście, niemal doprowadziło mnie do zawału. Ciasteczek się zachciało? - mruknąłem, chwytając ją pod pachy i biorąc na ręce. Czekolady. - powiedziała nieco nieskładnie, nieco po swojemu. Uśmiechnąłem się w duchu i z wiszącej na ścianie szafki wyciągnąłem tabliczkę mlecznej czekolady Kinder. Puszczę ci w pokoju bajki, co ty na to? Dziewczynka rozweseliła się i odebrała mi swoje łakocie. Zaniosłem ją do najbardziej dziecięcego pokoju w naszym domu(bowiem pokój Charis'a był jeszcze do wykończenia) i do odtwarzacza DVD wcisnąłem jedną z płyt z przygodami Dory. Rzuciłem okiem na łóżeczko, w którym znajdował się nasz synek i upewniwszy się, że spokojnie śpi wróciłem do salonu. Kilka minut później ktosiek zszedł z piętra.
    Rozpoczyna się zabawa. 
     Wiesz, że to jeszcze nie koniec? - spytałem. Zamiast odpowiedzieć, dostrzegłem jak nerwowo przełyka ślinę. Mam ją w garści. Wiem - odpowiedziała. Nastała cisza. Nie spuściłem wzroku z jej postaci, stojącej niedaleko przedsionka. Wiesz, że nie zmienię zdania? - odezwała się po dłuższej chwili. Nie uznaję takiego obrotu sprawy - powiedziałem, wyciągając się wygodniej na kanapie. Wyraźnie ją to poddenerwowało, a mnie rozbawiło jeszcze bardziej. Nie będę cię prosić o pozwolenie Zayn - jęknęła zirytowana. Nie musisz. I tak go nie dostaniesz.
     Nie odezwała się do mnie przez resztę dnia. Przypominało to czas, gdy dopiero co się do mnie wprowadziła i na palcach wymykała z pokoju. To tak samo śmieszne jak wtedy, choć zasmucające. Bała się mnie...
     Zacząłem zdawać sobie sprawę, że ona tak łatwo nie odpuści i jest prawdopodobieństwo, że będę musiał szantażować ją do samego dnia wylotu. Czwana bestia próbowała mnie swoim milczeniem zmusić do skruchy! Sprytnie!
Łat­wiej uda­wać od­wagę, niż się przyz­nać do tchórzostwa.  
     Lepiej być eufemistyczną Cammile Blackburn - Malik, niż po prostu powiedzieć mi w twarz, dlaczego decyduje się na tak nie mądre rozwiązania. A przecież mógłbym lecieć z nią. Sprzedać to co mamy i przenieść się tam całą rodziną, choćby na czas tych cholernych studiów! Lecz nie, należy z tego zrobić tajemnicę państwową.

***
Nieco krótszy, lecz cóż... Krówczaki wymagają specjalnego traktowania.
Cieszę się ogromnie, że o mnie nie zapomnieliście i pod poprzednim rozdziałem pojawiło się tak dużo komentarzy. Tak Karolino, jestem słoikiem xD
Przypominam o lajkowaniu fpage'a na fb. Natychmiastowe informacje o rozdziałach etc.
Kto wyłapał imię syna Malików? Jak ono brzmi?
Enyoj it cucumbers! x

środa, 2 października 2013

Rozdział 1

 Rozdział dedykuję Karolinie, którą pierwszy raz zobaczyłam w Oświęcimskim więzieniu. Dzięki tobie ta wycieczka była o wiele bardziej wesoła. Kocham cię.
     To nie było łatwe. Niech on sobie nie myśli, że podjęłam tę decyzję od tak! Na pstryknięcie palca! Na czarodziejską różdżkę, czy coś innego. Niech on sobie nie myśli, że nie boli mnie sumienie. Że nie martwię się dniami i nocami nad tym, jak ja to zniosę, jak on to zniesie i co najważniejsze, jak zniosą to dzieci. Niech on sobie nie myśli, że jestem samolubna. No bo przecież kurwa nie jestem!
      Pamiętam, jak zawiadomił mnie, że się wyprowadzamy. Nie było to dawno - zaledwie pięć miesięcy temu. Spakowałam się grzecznie. Gdy postanowiono nas za siebie wydać - spakowałam się. Gdy management kazał mi jechać w trasę - pojechałam. Czy to nie pora, abym to ja postawiła kogoś przed faktem dokonanym? Abym ten jeden jedyny raz mogła sama podejmować decyzje o swoim życiu? Czy może do jego końca, czy też przez kolejne 7 lat, będę robiła to co karzą mi inni? Czy nie mam prawa do wolności? Czy nie to jest zapisane w konstytucji?
     Czy to nie tego pragnęłam od samego początku, zostawiając pod łóżkiem nierozpakowaną walizkę?
     Cam, masz córkę, masz syna. Nie możesz zostawić dzieci i sobie wyjechać. Mogę. Mogę i to zamierzam zrobić.
     Nasza sypialnia. Słyszycie jak to pięknie brzmi? Nasza - moja i jego. Wspólna. Współdzielona. Z szarymi ścianami, poza jedną ciemno niebieską, na której tle stało wielkie łóżko z pikowanym, seledynowym wezgłowiem. Nasze małżeńskie łoże. Gdy pewnego dnia wnieśliśmy do tej sypialni dwie białe etażerki i postawiliśmy je obok tego łóżka i jak udało mi się na pchlim targu w Lovestort znaleźć wysoką, złotą lampę z kremowym kloszem. I jak tą lampę na jednej z tych etażerek postawiłam. I jak przywieźliśmy do domu starą, brązową komodę. I jak długo układałam w niej ubrania. I jak wreszcie zamontowaliśmy dobrze lampę na suficie. I jak lubiłam kłaść się na łóżku z nogami na poduszce i patrzeć na tę kryształową lampę z dołu. I dlaczego, ja o niej teraz wspominam? Bo w niej siedziałam przez trzy godziny i płakałam? Tak to pewnie dla tego.
     Czasem człowiek chce zrobić coś tak bardzo i wie że to coś jest złe, lecz nic i nikt nie jest w stanie go powstrzymać. Tak było w przypadku wyjazdu. Po jakąś cholerę chciałam sobie utrudnić życie i wrócić do szkoły. Po coś sobie znów to piekło zgotowałam. Czyimś kosztem niestety. Ja głupia.
     A to tylko eufemizm od: Głupia, durna, pojebana, idiotyczna egoistka, a wielkim jebanym tyłku i braku jakiejkolwiek skruchy co do swojego wspaniałego męża, o nieco wybujałym ego.
     Mijała powoli druga godzina mojego mimowolnego szlochu w zamknięciu. Ze zmęczenia pewnie przed oczami migały mi kolorowe plamki. Kończyny unieruchomione przestały współpracować z resztą ciała i zdawały się do mnie nie należeć. Usta zaschły i poruszały się tylko przy niespokojnym nabieraniu powietrza. Oczy wypływały z oczodołów. Usychałam.
     Zbliżała się trzecia godzina. Mrówki przejmowany kontrolę nad moim ciałem. Organizm wracał do życia, narządy zaczynały znów pracować. Wypłakałam się.
    Złapałam krawędź komody i naparłam na nią swoim ciałem w wyniku czego przesunęła się znów na swoje miejsce przy ścianie. Drzwi stały dla mnie otworem. Minus naszej sypialni - brak klucza. Pociągnęłam za klamkę, a przede mną ukazała się kremowa ściana korytarza i zawieszony na niej obrazek z kolorową polanką. Westchnęłam jak najlepsza kopia Malika i skręciłam w lewo w stronę schodów. Gdzieś tam znajduje się ten trudny osobnik, który tak szybko mnie z tego kraju nie wypuści. Zeszłam na parter. Z przedsionka dostałam się do salonu, który jak się mogłam spodziewać, był zajmowany przez pana Malika.
     Wiesz, że to jeszcze nie koniec? - powiedział. A to był eufemizm od: I tak zostaniesz w domu, czy ci się to podoba, czy nie głupia kobieto.
***
Czujecie to? Tę wspaniałą magię Wyznanych, którą tak kocham? Czujecie to? Czujecie?
Dlaczego nikt z was nie zwrócił uwagi na to, że Prolog był pisany z perspektywy Zayna? Dlaczego nie zrobiliście mi tej przyjemności rozgryzając mnie? 
Mam w szkole totalny zapierdziel. Nasza wychowawczyni wita nas na każdej lekcji tekstem: Jesteście w trzeciej klasie, piszecie egzamin... A chuj z egzaminem! Co z moimi ogórkami?! Pomyśl kobieto głupia!
Uratujcie mnie, bo czuję, że staję się coraz mnie żyła i coraz mniej silna.
Kocham Was. ❤