środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 29

     Nie liczyłam na więcej czasu z Malik'iem. Właściwie to nie wiem nawet na co liczyłam. Nie miałam żadnych planów związanych z Ameryką. Dałam się tu przytransportować i tyle. Taka przecież moja rola. Ładny dodatek dla ocieplenia wizerunku złego, imprezowego chłopca. Piąte koło u wozu... Tak więc, jak już wiadomo, jestem w Ameryce w hotelu, którego nazwy nie znam, ale w pokoju stoi wygodny fotel, a nad nim wisi lampka z oliwkowym abażurem. Sam pokój jest dużo bardziej przyjemniejszy od surowej willi, w której przyszło mi dotychczas mieszkać. Brakuje tylko moich suszonych dalii i chińskiej róży.
     Co do dalii. Dokładniej Błękitnej Dalii! Następnego dnia, gdy tylko się obudziłam i ogarnęłam odrobinkę Noemi i sprawę z walizkami, zasiadłam na fotelu. W ręce chwyciłam wściekle niebieską książkę i otwarłam na stronie, którą zaznaczyłam poprzedniego wieczora prowizoryczną zakładką. I w tym momencie oczekujecie, że napiszę "I zaczęłam zgłębiać się w lekturze". Co to to nie! Nie dość, że tamto zdanie zdaje mi się być napisane błędnie to jeszcze jest kłamstwem. Otóż była kartka, trochę zżółknięta - książka porwana pani Margaret przy okazji ostatniej wizyty.
     Tak właściwie to to nawet nie była wizyta. Weszłam, przywitałam się z nią, z dziewczynami i od razu pognałam do salonu. Liczyłam na herbatę i rozmowę z kimś, a za to otrzymałam kilka suchych i nie do końca szczerych faktów i tę oto książkę. Sama pani Margaret wydawała się być jakaś przygaszona  i obrażona. Nie była skora do rozmowy jak dotychczas. Buzia nigdy się jej prawie nigdy nie zamykała. Potrafiła snuć wywody na najbardziej oczywiste sprawy jak na przykład niebo. Ja powiedziałabym że dzisiaj niebo jest brudnawo błękitne, zupełnie inne niż te Londyńskie - Amerykańskie, udawane... Ona za to pochwaliłaby jego barwę, dorzuciła coś o chmurach i jeszcze wspomniała jakąś historię ze swojego lub czyjegoś życia. Taka była pani Margaret jaką znałam i lubiłam.
     Wracając do książki. Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów, doszłam do wniosku, że ze starego regału wysunięto właśnie tą książkę z zupełną premedytacją. To nie miał być wybór na chybił trafił, jak to pani Margaret nazwała. Specjalnie do moich rak trafiła Błękitna Dalia. Jest ściśle związana z dziećmi, seksem, mężczyznami, trudnymi sprawami rodzinnymi, duchami... Chociaż to ostatnie najmniej pasuje do mojej obecnej sytuacji. Czyżby pani Margaret wiedziała więcej niż jej przekazałam wprost?
     Zanikła u mnie umiejętność czytania. Literki nie składały się w całość, więc zrzuciłam cielsko z fotela i podreptałam do łóżeczka. Tak się składa, że tym razem nie musiałam już sama rozkładać turystycznego kojca. Masz pokój był wyposażony w piękne łóżeczko z ciemnego drewna. Z resztą jak wszystko drewniane co znajdowało się w tym pomieszczeniu. To dziwne bordo zaczęło mnie odrobinkę przytłaczać. Noemi nie spała już, czego dawała wyraźne znaki. Nogi wierzgały, jakby zaraz miała zacząć skakać, uśmiech nie znikał z twarzy. Na mój widok, twarz rozjaśniała jej jeszcze bardziej. Przewróciła się na brzuch i przyjęła postawę modlącego się Hindusa. Przynajmniej ja to tak nazywam. Chodź tu laleczko. - zawołałam wyciągając do niej ręce. Chwyciła moje palce i próbowała się na nich wsparć i wstać na nóżki. Niestety. Zastękała kilka razy i dała spokój. Złapał ją pod ramiona. Po chwili i ona i ja siedziałyśmy na podłodze bawiąc się przeróżnymi zabawkami, które co rusz do domu znosili chłopcy. I Zayn oczywiście. Szczególnie gryzaki. Jestem wręcz pewna, że Nemi posiada gryzaki o każdym kolorze i kształcie. Chociaż nie muszę się martwić, że kiedyś mi ich zabraknie! Teraz, gdy mała ząbkuje...


     Zasnęłam. Ja! Wielce mądra Cammile Blackburn - zasnęłam zostawiając sama dziecko. Po prostu położyłam się na tym miękkim dywanie i znużona usnęłam. A obudziło mnie radosne klepanie po twarz wzmagane dziecięcym śmiechem. I już dawno potrafiłabym otworzyć oczy, gdyby nie to że wciąż dostawałam po twarzy. Noemi, przestań. Nie bij mnie. - poprosiłam pomiędzy ciosami. Uklepywanie nie ustało. Nemi, nie bij mamusi. - pouczył znajomy, ironiczny głos. A zaraz po tym poją twarz owiał delikatny wiaterek. Ktoś podniósł małą. Otworzyłam oczy. Zayn. Tego jeszcze brakowało. Będzie mi wypominał. Szybko podniosłam się z ziemi. I kto by pomyślał, że nasza kochana Cam okaże się być taka nieodpowiedzialna?  - Noemi zaśmiała się i zaczęła klepać buzię Malik'a. A co jeśli coś by się jej stało? - spytał. Przygryzłam dolną wargę i przewróciłam oczami. Dobrze że tatuś przybył w porę. - rzekł jeszcze. Jeden raz mi się zdarzyło. - odpowiedziałam lekceważąco. Wyciągnęłam ręce, aby zabrać Zayn'owi Nemi. O nie! - zaśmiał się bezczelnie. Nie oddam ciebie mamusi, jeszcze o tobie zapomni i zaśnie nam znów na podłodze. - wytknął język przed zęby. Zaraz po tym dostał od małej po twarzy. Co jest z tobą człowieku? - zapytałam robiąc krok w jego stronę. Nagle zachciało ci się być tatusiem, co? - przysunęłam się tak blisko niego, że mogłabym spokojnie policzyć wszystkie odcienie brązu jego oczu. Nie wyrażałem takiej chęci. - odparł przybliżając się jeszcze bardziej. Trzeba nie było pchać się tam gdzie nie trzeba? Nie uczyli cię w szkole że od seksu może być dziecko? - odgryzłam się najbardziej wrednym głosem na jaki było mnie stać. Mogłaś mi nie wskakiwać do łóżka. - poruszał brwiami, a we mnie się zagotowało. Odłóż ją do łóżeczka. - przesylabizowałam bardzo powoli. Wykonał mój rozkaz i wrócił na swoją poprzednią pozycję. Po pierwsze to był namiot. - rzuciłam wściekła. Po drugie: ja nigdzie nikomu nie wskakiwałam. - i po wypowiedzeniu tych słów z całej siły popchnęłam Malik'a w stronę drzwi najmocniej jak potrafiłam. Cała nasza "walka" polegała na tym, że ja próbowałam go uderzyć, a on tylko wystawiał ręce w swojej obronie. Wkrótce chyba go to znudziło, bo odepchnął mnie na krótką odległość, a następnie zręcznie chwycił w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Na nic zdały się moje lamenty, aby mnie postawił. Podszedł do łóżka i zważając na moje protesty i pięści rytmicznie bijące go po plecach, zrzucił mnie na łóżko. Następnie sam opadł na mnie, co nie kłamiąc, okropnie bolało. Ręce miałam zablokowane, nogi uwięzione miedzy jego nogami, jedynie głową mogłam sprawnie poruszać. Nie długo. Przywarł swoimi ustami do moich. Całował tak cholernie dobrze i tak cholernie namiętnie i tak cholernie go w tym momencie nienawidziłam, że nawet zaczęłam oddawać te pocałunki. I już po momencie przestałam się gniewać, furia minęła. Oderwał się ode mnie z wielkim mlaskiem, przy tym oblizując bezczelnie usta. Ale seks był dobry, prawda? - to chyba było pytanie retorycznie, bo nawet nie zdążyłam go wyśmiać, a on znów zaczął wyładowywać się na moich ustach.

***
Chyba jeszcze żyje i jakoś daje radę. Jakoś sobie istnieje i pomagam zieloną herbatą. I  mam playliste z samymi piosenkami Queen i każdą słucham z wielkim podziwem. I wielbię Under Preassure. I babcia zrobiła mi gofry. I używam zbyt dużo "I". Pieprzona anafora!
Błękitna Dalia to zboczona książka i ona mnie skusiła do zboczonego rozdziału. Ani się tam kochali na trawniku O_O. A ja to czytałam w szkole na lekcji muzyki.
Przekroczyliśmy magiczną 50 w komentarzach pod poprzednim postem. Nawet nie wiecie jaka byłam tym zachwycona, gdy czytałam wszystkie wasze komentarze.
Tak więc...
Trzymajcie się cieplutko Ogóreczki! ♥

środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 28

Nie śmierć roz­dziela ludzi, lecz brak miłości.  
Jim Morrison
     Chciałabym aby mój tata żył. Chciałabym aby znów wrócił do domu, zjadł obiad czytając gazetę, a później rozłożył się na kanapie przed telewizorem w salonie. Chciałabym aby mama znów była szczęśliwa i nie udawała. Chciałabym aby piekła ciasta jak dawniej i dzwoniła do mnie za każdym razem ilekroć jej przepis na placka z rabarbarem wygra miejscowy konkurs. Chciałabym aby Spencer stał się najsławniejszym tekściarzem świata. Aby jego piosenki śpiewały największe i najlepsze gwiazdy. Aby nie bał się podejmować samodzielnych decyzji. Chciałabym aby Noemi wyrosła na dobrego człowieka. Chciałabym aby ułożyła sobie życie z właściwym facetem i nie popełniała moich błędów. Chciałabym aby nigdy mnie nie zawiodła. Chciałabym aby nie miała kłopotów. Chciałabym być dobrą matką. Chciałabym poznać Obamę. Chciałabym aby Zayn był szczęśliwy. Chciałabym aby kiedyś jego życie wyglądało tak jak tego chce, a nie tak jak chcą inni. Chciałabym aby spełnił marzenia. Aby nie poddał się w drodze na szczyt, w drodze do szczęścia. Chciałabym mieć kota. Chciałabym aby moją rodzinę ominęły choroby i nieszczęścia. Chciałabym być sobą.
     Tak się kończy siedzenie w wannie pełnej piany, gdy na dole trzy niańki (czytaj: Zayn, Niall i Harry) prześcigają się w pomysłach na wspólne zabawy. No może nie trzy, a dwie, bo Zayn wciąż trzyma się na dystans z Horan'em. Bo to nikogo nie zdziwi, że pokłócili się z mojego powodu. Ale wszyscy milczą jak zaklęci, wszyscy byli "pijani".
     I znów się spakowałam. I znów trzy walizki stoją przy drzwiach. I zaraz Zayn zniesie je na dół. I zaraz wsiądziemy do taksówki. I zaraz pojedziemy na lotnisko. I zaraz dostanę bilet. I zaraz wsiądę do samolotu. I zaraz będę się bała. I zaraz polecę. I nie spadnę...
     Odbyło się bez wielkich fanfar. Bez fanów, bez rodziny. Nikt nie płakał, nikt się z nikim nie żegnał. Bo to przecież normalne że na calutki miesiąc lecimy do USA, prawda? A ja się tak cholernie bała. I prawie wybiłam zęby, jak ktoś nadepnął mi na sznurówkę. Nie potrafiłam niczego w rękach utrzymać. Noemi co chwila wędrowała z rąk do rąk. I na pewno nie czuła tego co ja.


     Zayn chrapie, Noemi pochrapuje, tylko ja siedzę na tym pięknym oliwkowym fotelu obok zapalonej lampki o drugiej w nocy. A odkąd tu przybyliśmy do tego pokoju o perłowych ścianach z prawie że bordowymi deskami na podłodze, nikt nie pomyślał nawet o tym aby rozpakować walizki. Nadal stoją przy drzwiach. Wszystkie trzy, nie! Pięć. Bo zapomniałam o Malik'owych. A jedynie z tej najmniejszej, spośród różowych śpioszków w misie ktoś coś wyciągał. Coś czyli zielony zeszyt i drugi błękitny. I jeszcze piżamę. I nie ktoś, ale ja. I to były dwie piżamy.
      Pomiędzy zeszytami przyczłapała za mną książka. "Błękitna Dalia" z tymże właśnie kwiatem na okładce. Aha. Książka autorstwa Nory Roberts. Dopiero zaczęłam ją czytać. Ale już na pierwszym rozdziale przestałam. Zaczęłam rozmyślać. Bo Stelli zginął mąż - Kevin - i biedaczka zadaje sobie pytanie "Czy poradzi sobie bez niego?". A ja? Co mam wspólnego ze Stellą, postacią wyimaginowaną? Dlaczego nie czytam dalej tylko siedzę wpatrzona w tę nieszczęsną, zżółkniętą kartkę?
     Coś mlasnęło. Cicho stęknęło, zajęczało. Zamruczało zaspane stworzenie gdzieś w zacienionym kącie pomieszczenia. Zayn, dałabym sobie radę bez ciebie? - spytałam odwracając głowę w stronę, gdzie prawdopodobnie stało łóżko. Zrobił coś z kołdrą, bordowe panele zaskrzypiały prawie niesłyszalnie. Ale było tak przeraźliwie cicho, że byłabym pewna że skrzypią okropnie głośno. Męska sylwetka wyłoniła się z ciemności. Ledwo trzymał się na nogach, a jeszcze chciało mu się wstać o drugiej w nocy z mojego powodu. Zgasił lampkę z oliwkowym kloszem, chwycił mnie za rękę i zaprowadził mnie tam, gdzie miało stać nasze łóżko. Posadził mnie na nim, potem położył i przykrył. Sam dostał się na swoją połowę i zaległ na niej wcześniej odpowiadając, że nie. Nie dasz sobie beze mnie rady, wiesz? - mruknął i ułożył głowę na poduszce.
     To łóżko było takie miękkie. Wydawać by się mogło, że spadasz obijając się o puszyste chmury. Że zasypiasz tu, na piątym piętrze, a budzisz na marmurowej posadzce w głównym holu. A jednak spadłam. Nie, nie do holu. Z łóżka na bordowe panele.


***
Chora Ollie wraca na stanowisko. I chociaż ledwo patrzy na oczy, straciła smak i węch to słuch ma jeszcze dobry i The Hits Radio też nie szwankuje. 
Mam nową wygodną, słodką podusię z gwałcącym bobrem. Idealnie współgra z barwą kocyka w pajacyki.
Ktoś kiedyś na ask'u prosił o notkę ze spisem wszystkich rozdziałów. Zrobiłam spis treści, który możecie znaleźć na pasku obok. :)
Mam mało czasu na robotę. Znaczy całymi dniami krążę między Twitterem a Power Point'em. Projekt edukacyjny i Gala przedsiębiorców. Ollie bierze wszystko.
No to chyba koniec mojej mówki, bo Izabella - kochanie ^.^ - już się pewnie niecierpliwi. 
Ps. I jeszcze do Anonimka (ostatni komentarz po poprzednim rozdziałem) - wal ten chłam i spać, a nie czytać takie zboczone teksty po nocach!

niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 27

     Nie chodzi o to, że nie dostałam zaproszenia. Harry osobiście zjawił się u nas. Ja po prostu nie miałam ochoty na zabawy. Szczególnie w miejscu gdzie nie znałabym większości osób, a cały wieczór zamartwiałabym się o Nemi. Nie, błąd. Nie chodzi o Noemi, o Zayn'a. Nie chciałam i już. Proste, prawda? Więc wypsikawszy wpierw cały dom swoim dezodorantem, Malik wyszedł na zabawę.
     Niespodziewane spodzianki, jak to mówi zgarbiony doktor z długim nosem z Disnejowskiej bajki. I jeśli ktokolwiek czyta to już od samego początku wie, że niespodziewane spodzianki od pewnego czasu są już całkiem spodziewane i nic praktycznie nie jest w stanie mnie zdziwić. Nawet telefon z informacją, że mój mąż... Mój mąż pobił się z kimś i mam go odebrać z komendy.
     Pęk kluczy dzwonił z każdym krokiem funkcjonariusza. Ale żaden dźwięk, nawet stukot metalu i nasze kroki, nie mogły się równać z tym jak głośno śpiewał jakiś facet. Słowa urywał w połowie, język mu się plątał, nie potrafił złapać powietrza. Policjant zatrzymał się przy jednej z cel. Przy celi wyjącego mężczyzny, Zayn'a. Ej, śpiewaczko. Wychodzisz. - zaśmiał się funkcjonariusz i wcisnął do dziurki najdłuższy z kluczy. Malik odwrócił się w naszą stronę i zaprzestał śpiewom zobaczywszy mnie z pół śpiącą Noemi na rękach. Westchnął i sięgnął po kurtę leżącą na pryczy. Znów ruszyliśmy tym samym korytarzem. Podpisałam jakieś papierki i dopiero wtedy pozwolono nam iść.
     Zapinałam już Nemi w siodełku, kiedy Malik dopiero doczłapał się do samochodu. Chciał prowadzić, jeszcze czego? Grzecznie odprowadziłam go na fotel pasażera, a sama zajęłam miejsce przed kierownicą. A ty masz w ogóle prawo jazdy? - spytał czkając. Dziwne, że zawsze gdy jest pijany ma czkawkę. Mam. - odparłam odpalając silnik. I na tym zakończyła się nasza rozmowa. Ja zajęta jazdą, on przeglądaniem schowka. Co jakiś czas jakaś płyta wypadała mu na podłogę i musiał ją podnosić. Zamiast tego jeszcze bardziej wciskał ją pod fotel. Potem zaczął bawić się ogrzewaniem. Ale kiedy zaparowała przednia szyba, zostawił w świętym spokoju i to.
     Będąc już w domu, od razu skierowałam się do swojego pokoju i najdelikatniej jak potrafiłam położyłam Noemi w łóżeczku. Biedactwo musiało w środku nocy szlajać się po komisariatach. Dopiero gdy maleństwo spało już smacznie, mogłam zająć się sobą. Wykąpana i przebrana w ulubioną niebieską piżamę zeszłam na dół napić się czegoś przed snem. W kuchni zastałam Malik'a siedzącego na wysepce. Widocznie zasiadł tam od razu po przyjściu bo wciąż miał na sobie kurtkę i buty. Głowę spuścił, ręce położył na kolanach, a nóżkami machał jak mała dziewczynka. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej nektar z bananów, nalałam go do szklanki, a następnie usiadłam na blacie naprzeciwko Zayn'a. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał, aż do czasu gdy nie przemówiłam: Z kim się pobiłeś? - nie odpowiedział. Mogłam się tego spodziewać. Odstawiłam szklankę i zeskoczyłam z szafki. Powiedź mi, proszę. - podeszłam bliżej niego. Nic. Przejechałam palcami pod jego dłoniach, drgnął. Czyli żyje. Z Niall'em. - zamarłam. Palce od razu przestała gładzić jego dłoni. Zatrzymałam się w czasie. Aha. - odpowiedziałam tylko wypuszczając powietrze. Kilka sekund jeszcze stałam z głupim wyrazem twarzy i wróciłam do swojego pokoju.
   

     Od tego dnia było tylko gorzej. Zayn zamknął się w swoim pokoju i nie chciał wyjść. Nie pomagały grzeczne prośby, ani groźby. Postanowiłam, więc wtargnąć tam i siłą zaprowadzić go do kuchni. Przyodziałam groźny wyraz twarzy i pewna siebie pociągnęłam klamkę drzwi jego pokoju. On tu w ogóle coś robi? Nie licząc sztalugi ustawionej na środku pokoju, nic się tu znów nie zmieniło. Ale stój, czekaj! Na tej sztaludze naturalnie było płótno, a na nim zalążek malunku. Prawdopodobnie kobiety. Pięknej kobiety z czarnymi włosami i lekko zadartym noskiem. Odchrząknął. Odwróciłam się i ujrzałam Malik'a przepasanego jedynie ręcznikiem. Speszyłam się trochę i odwróciłam wzrok. Ile zamierzasz tu jeszcze siedzieć? - spytałam. Wciąż obserwowałam schnący obraz. Mam zapasy. - podrzucił mi pod nogi paczkę papierosów. Karmiąc się jedynie nikotyną nie da się przeżyć. - odpowiedziałam nieco ironicznie. Widocznie na nim nie zrobiło to większego wrażenia, bo zaśmiał się tylko i oświadczył: A jednak się da, bo żyję i mam się świetnie. - rozsiadła się na fotelu prawdopodobnie, bo coś pod nim zaskrzypiało. Zayn przestań. - spojrzałam na niego. Faktycznie siedział na fotelu. Musisz coś zjeść, proszę. - błagałam. Dałam za wygraną. Poddałam się i zmiękłam. Groźba w moich oczach wyparowała na jego widok. Proszę. - poprosiłam ciszej. Nie dał się przekonać. Wciąż siedział, jak siedział i z lekkim uśmiechem gapił się na mnie. Może mi się wydawało, albo moje porównania są wyjątkowo nietrafne, ale czułam się jakbym była dziwką, którą sobie upolował i teraz obserwuję ją, aby w odpowiednim momencie zaciągnąć na zaplecze. Co tu robisz? - spytał. I to takim, właśnie takim głosem, jakbym wiecie... Oblizał spierzchnięte usta. Martwię się o ciebie. Nie wychodzisz z pokoju od trzech dni. - odpowiedziałam kłopocząc się. Cholera, co ten facet ze mną robi?! Wstał. Wstał i podszedł do mnie. A czego innego mogłam się spodziewać, magia. A skąd to wiesz? - spytał zbliżając się niebezpiecznie blisko mojej twarzy. I co mam odpowiedzieć? Że przesiedziałam te całe trzy dni nasłuchując go cały dzień i noc, czy czasem nie wychodzi? Nie odpowiedziałam więc nic, a on chyba uznał to za jednoznaczną odpowiedź. Pójdziesz? - dopytałam jeszcze raz. Skinął głową i cmoknął w policzek. Złapałam go za nadgarstek i zaprowadziłam do jadalni.
     Niestety po tym wydarzeniu znów zamknął się u siebie. Oczywiście ogromnie mnie to wkurzyło. Ponownie wparowałam do jego pokoju wyciągnęłam go z niego i zaprowadziłam do jadalni. Tam zaś zastał zastawiony talerzami i półmiskami stół. Posadziłam go na jednym krześle. Za dwa tygodnie zaczyna się wasza trasa i musisz być formie, a ty zamiast tego wolisz się głodzić?! - krzyczałam. Wszystko się we mnie gotowało, ręce mi się trzęsły, nie myślałam racjonalnie. I co w związku z tym? - spytał rozkładając ramiona. W związku z tym porozmawiasz sobie z Paulem. - odparłam z uśmiechem. Chłopaka to zbulwersowało. Naskarżyłaś na mnie Paulowi?! - wybuchł. Brzmiał zupełnie jak małe dziecko, które obraża się na swojego przyjaciela za kablowanie. W tym momencie do pomieszczenia wszedł nikt inny jak Paul - manager. Przysiadł sobie na krzesełku obok Malik'a i zaczął rozmowę. Ale jej przebiegu już nie znam, bo nie chciałam się bardziej mieszać. Z resztą są lepsze rzeczy do robienia, prawda?


***
No ale chyba aż tak długiego rozdziału to nie było, prawda? ;) Może zaspokoiłam odrobinkę Waszą ciekawość^^ Szczególnie że musieliście odrobinkę czekać na nowy rozdział.
Wyznani stało się hitem w mojej klasie. Kilka osób przeczytało nawet po jednym rozdziale i stwierdziło, że jak wydam książkę mam im dać autografy. Jeśli to się kiedykolwiek ziści, a oni będą o mnie pamiętać to będę musiała paletami zwozić te książki.
Ps. Ja przystało na zboczuchy, największym powodzeniem ciesz się rozdział 16, czyli noc poślubna ;D

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 26

     Kiedyś bardzo, bardzo dawno temu oglądałam film "The Help". Opowiadał on o czarnoskórych służących w amerykańskich domach lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. I w jednym z takich właśnie domów mieszkała, która kobieta bardzo chciała mieć dzieci, ale nie potrafiła utrzymać ciąży. Za każdym razem, gdy poroniła - zakopywała w ogródku pudełko, a następnie sadziła w tym miejscu krzaczek róży. I po pewnym czasie przed jej domem rosły cztery piękne róże.
     A dlaczego o tym wspominam? Bo na parapecie stoi chińska róża, której ja nie kupiłam. Miałam przecież swoją starą firankę, miałam suche astry w wazonie, ale nie chińską różę. A gdybym chciała ustawiać na parapecie jedną doniczkę za każdym razem gdy spotyka mnie coś złego, niemiłego związanego z Malik'iem - zabrakło by mi parapetu, w całym domu zabrakłoby parapetu. Ogródka by zabrakło na te wszystkie maleńkie chińskie różyczki. Bo to nie jest tak jak się wam wydaje, że przedtem kłóciliśmy się o wszystko, a teraz obściskujemy się po kontach. Śmiech na sali. Nadal źle, ale gdybym miała to wszystko spisywać...
     Reasumując. Pochodzenie róży?
     Jest ranek, dzień po przygodzie w kuchni ze zdjęciami w roli głównej. Leżę w piżamie na łóżku i rozmyślam. Noemi pomrukuje z łóżeczka, też nie śpi. Cam, gdzie jesteś?! - ktoś drze się z dołu, ale to nie Zayn. Ten głos jest zbyt wesoły, taki nie Malik'owy. Wstaję leniwie z materaca. Na parterze kolejno trzaskają drzwi, słychać kroki. U siebie. - wołam z korytarza. Głośny tupot roznosi się po domu. Zwycięski w wyścigu Louis i przegrany Niall stoją już na szczycie schodów. Witają mnie uśmiechem i dumni jak pawie wchodzą do mojej jaskini. Tutaj jeszcze nie byłem. - zaciera ręce Horan. Co nie znaczy że masz coś zmalować. - odpowiada Lou niszcząc przyjacielowi fryzurę. To dla ciebie. - Niall puszcza tę uwagę mimochodem i wyciąga w moją stronę kremową doniczkę z... Chińską róża. Kiedyś wspominałaś, że je lubisz, a ja nie dałem ci nic pod choinkę. - dodaje z lekka zawstydzony. My nie daliśmy. - Tomlinson obejmuje go ramieniem. Patrzę to na roślinkę, to na nich. W oczach zbierają się łzy. Zdobywam się na lekki uśmiech i szepcząc: Jesteście niesamowici. - złączam nas w grupowym uścisku.


     Pamiętacie sms'a, którego dostałam podczas pobytu w Lovestoft. Wciąż nie macie pojęcia co on miał wspólnego z Zayn'em. Śpieszę z odpowiedzią.
      Zayn musimy porozmawiać. - rzuciłam od razu, gdy ujrzałam go w przedpokoju. Chłopak ściągnął najpierw buty, rzucił płaszcz w kąt i wymijając mnie odparł: Jeśli chodzi o te zdjęcia to... - zaprzeczyłam szybko. Nawet kilka razu. Odwróciłam się w jego stronę, a on w moją. Stał już na pierwszym schodku. Bardzo lekkimi ruchami głowy skazałam na salon. Przeniósł wzrok w tamtym kierunku. Zayn Malik! Witam serdecznie! - krzyknął uradowany George wstając z kanapy. Rozchylił ramiona do uścisku i szyba czekał, aż Zayn do niego podejdzie. Co robisz w moim domu? - spytał opryskliwie chłopak patrząc z pogardą na mężczyznę. Miałem nadzieję, że pomożesz mi przekonać do mojego pomysłu twoją żoneczkę. - w tym momencie podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach. Jeśli nie chce to nie będę jej zmuszać.  - odpowiedział Malik. George mocniej mnie ścisnął. Prawie pisnęłam. Zamknęłam powieki, wykrzywiłam twarz. No proszę cię. Pewnie tęsknisz za planem kochana. - syknął mi wprost do ucha mężczyzna. Spojrzałam ze strachem na Zayn'a. Ten nagle przestał podpierać barierkę i rzucił się do marszu. Nim się spostrzegłam jego pięść śmignęła mi obok policzka, ostatecznie trafiając George'a. Ten leżał powalony na podłodze. Twarz Malik'a wciąż wyrażała wściekłość. Pięści miał zaciśnięte, przygotowane do ataku. Oplotłam dłońmi jego dłonie opuszczając je. Razem uspokoiliśmy oddechy. Jak się obudzi to go ładnie wyprosimy. - zarządził. Przytaknęłam.
     Nadszedł czas, aby między Zayn'a i mnie podreptała Noemi, prawda? Patrz tatusiu niedowiarku. - weszłam roześmiana do salonu z Nemi na rękach. Malik podniósł plecy z oparcia kanapy, przerwał oglądanie telewizji. Posadziłam małą na ziemi, zachęcając do pójścia do taty. Ta niezastanawiając się dłużej, zaczęła wykonywać pierwsze ruchy swojej wędrówki. Zayn patrzył na nią jak zaklęty, co jakiś czas cień uśmiechu śmigał mu po twarzy. Wreszcie do jego nogi dotarła maleńka, zmęczona istotka. Chłopak posadził ją sobie na kolanach. Umiesz do tyłu, umiesz do przodu. Teraz tylko trzeba nauczyć się chodzić. - zaśmiał się, a Noemi klasnęła w dłonie. Pierwszy raz widziałam ich razem. Nie mogłam się na nich napatrzeć.


***
Na dobry początek weekendu :) I spełniłam kolejną prośbę. All - zadowolona? ;D Słoneczko, mam nadzieję. No to co? 2013...
Ps. Jak nowe tło? W głowie wyglądało lepiej...