Pierwsze na co spojrzałam po wejściu do sali był Niall. Wszystko, co miało na mnie jakikolwiek wpływ - ciało, mózg - kazało mi patrzeć tylko i wyłącznie na niego. Nie na kwiaty porozstawiane na każdej możliwej płaszczyźnie, nie na chłopców zasiadających na krzesłach wokół łóżka i grających w karty, ale na Horana. Jego twarz, ciało. Siedział po turecku na zmasakrowanej(w sensie poskręcanej, pozwijanej) pościeli i razem z Harrym, Liamem i Louisem walczył o nagrodę - kupkę drobniaków usypanych na środku. Horanową twarz zdobiło sino fioletowe limo pod lewym okiem i strup na dolnej wardze, na czole przyklejono plaster. Mimo wszystko chłopak uśmiechał się i wesoło wykrzykiwał, że ich wszystkich ogra.
Minął jakiś czas zanim mnie zauważyli. Nie miałam im tego za złe, nawet lepiej! Mogłam najpierw ocenić sytuację. Cam! - zawołał Lou rzucając kartami w powietrze. Spoczęły na mnie cztery pary oczu. Wszyscy, prócz Nialla, wstali i bez słowa wyszli z sali posyłając mi krótkie uśmiechy i kładąc dłonie na ramionach. Trzasnęły drzwi. Hej. - zaczęłam nieśmiało. Stawiałam pierwsze kroki w jego stronę. Odpowiedział cichutkim głosem. Siedział, jak małe ,zawstydzone dziecko, a najgorsze w tym wszystkim było to, że to dziecko mną zawładnęło. Była, jak pasożyt atakujący organizm, na który nie działaby żadne antybiotyki. Nie wierzę, że znów się pobiliście. - odezwałam się w końcu. Chłopak rzucił mi ukradkowe spojrzenie. Bardzo interesował go brzeg kołdry. Odetchnęłam ciężko siadając na jednym z krzeseł. Nogi zgięłam i oparłam o krawędź szpitalnego łóżka. Powiesz mi, dlaczego to się stało? Powiedź mi, bo cię uduszę. Powiedź mi, bo chcę wiedzieć. Powiedź mi, bo tu nie wytrzymuję. Powiedź mi, bo i tak już siedzę w bagnie. Bo Zayn jest o ciebie zazdrosny. Skoczę z mostu. Nie lubi, gdy cię odwiedzamy. Zajebię się. Obraża się, gdy rozmawiamy o tobie... Chcę tabletki. Gdy spędzamy z tobą czas. Więcej tabletek. On cię kocha Cam, ale za grosz w nim... Całą aptekę. Nie potrafi się do tego przyznać. Dwie apteki. Nie potrafi już nad sobą zapanować. Serce pęka. Czarna dziura na nowo otwiera się w brzuchu.
Uciec. Uciec do domu? Nie chce patrzeć na matkę. Uciec do pani Margaret? Nie da mi spokoju. Uciec do Spencera? Będzie wściekły. Uciec do Londynu? Nie pozwolą mi. Uciec w miasto? Znajdę aptekę. Uciec na parapet? Póki co starczy.
Miasto opanowała ulewa. Duże krople wody uderzały w szybę równomiernie. Wiatr ściągał je wprost na moje okno. Na to, przez które akurat patrzyłam. Przez które patrzyłam, siedząc na parapecie. I siedząc na tym durnym parapecie wspominałam Londyński parapet. Ten na końcu korytarza. Ta noc, gdy nakrył mnie Malik i rozmawialiśmy o sukni ślubnej.
Przymknęłam oczy i oparłam głowę o zimną szybę. Moja własna chwila harmonii, jak to mawiają znane aktorki w reklamie kawy. Mogłam sobie przemyśleć wszystko co mnie dręczyło. Mogłam sobie przygotować mówkę jaką palnę Zaynowi zaraz po jego przyjściu. Najwidoczniej się przeliczyłam, bo gdy drzwi się otworzyły i towarzysząca mi cię przerwał ciężki oddech chłopaka nawet na niego spojrzałam. Wciąż siedziałam. W pokoju zaczął unosić się zapach deszczu. Deszczu, papierosów i perfum. Podszedł do mnie. Dotknął mojej nogi zimną ręką. Myślałam, że rzuciłeś palenie. - mruknęłam. Westchnął. Westchnął tym swoim kochanym westchnięciem, aż ciarki przecięły mój kręgosłup. Może to przez zimne, Malikowe palce, które zaczęły jeździć w wzdłuż piszczeli? Może to przez to, że kręciły kółka wokół kolana? Może przez to, że stawiały malutkie kroczki po udzie? To z nerwów. - odparł z lekką chrypą. Wskoczył paluszkami pod bluzkę. Dręczył floresami plecy. Trzeba było nie kraść mu koszulek Cam. Masz chrypę, będziesz chory. Po co łazisz po mieście kiedy pada deszcz? - przełknęłam głośno kulkę, która wytworzyła się w moim gardle. Byłem u Nialla. Otworzyłam szeroko oczy i wyprostowałam się. Tyłek zsunął się z parapetu, zachwiałam się niebezpiecznie. Zayn natychmiastowo zrobił krok w przód, blokując tym samym moje bezwładne ciało. Zaśmiał się cicho. Nie spodziewałaś się tego, prawda? Pokręciłam przecząco głową. Wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Chyba wszystko jest w porządku. - dopowiedział. Wślizgnął ręce pod kolana i pachy. Przeniósł mnie na łóżko. Położył bardzo delikatnie, wciąż patrząc w oczy. Oparł głowę na ręce i patrzył się na mnie, a ja przewróciłam się na bok i patrzyłam na niego. Chyba? Oburzyłam się. Jak to chyba? Chyba to ja jestem w ciąży?! No chyba. - uśmiechnął się kładąc mi dłoń na poliku i całując w czoło. A potem jeszcze raz i jeszcze, aż skończył na ustach.
Uciec. Uciec do domu? Nie chce patrzeć na matkę. Uciec do pani Margaret? Nie da mi spokoju. Uciec do Spencera? Będzie wściekły. Uciec do Londynu? Nie pozwolą mi. Uciec w miasto? Znajdę aptekę. Uciec na parapet? Póki co starczy.
Miasto opanowała ulewa. Duże krople wody uderzały w szybę równomiernie. Wiatr ściągał je wprost na moje okno. Na to, przez które akurat patrzyłam. Przez które patrzyłam, siedząc na parapecie. I siedząc na tym durnym parapecie wspominałam Londyński parapet. Ten na końcu korytarza. Ta noc, gdy nakrył mnie Malik i rozmawialiśmy o sukni ślubnej.
Przymknęłam oczy i oparłam głowę o zimną szybę. Moja własna chwila harmonii, jak to mawiają znane aktorki w reklamie kawy. Mogłam sobie przemyśleć wszystko co mnie dręczyło. Mogłam sobie przygotować mówkę jaką palnę Zaynowi zaraz po jego przyjściu. Najwidoczniej się przeliczyłam, bo gdy drzwi się otworzyły i towarzysząca mi cię przerwał ciężki oddech chłopaka nawet na niego spojrzałam. Wciąż siedziałam. W pokoju zaczął unosić się zapach deszczu. Deszczu, papierosów i perfum. Podszedł do mnie. Dotknął mojej nogi zimną ręką. Myślałam, że rzuciłeś palenie. - mruknęłam. Westchnął. Westchnął tym swoim kochanym westchnięciem, aż ciarki przecięły mój kręgosłup. Może to przez zimne, Malikowe palce, które zaczęły jeździć w wzdłuż piszczeli? Może to przez to, że kręciły kółka wokół kolana? Może przez to, że stawiały malutkie kroczki po udzie? To z nerwów. - odparł z lekką chrypą. Wskoczył paluszkami pod bluzkę. Dręczył floresami plecy. Trzeba było nie kraść mu koszulek Cam. Masz chrypę, będziesz chory. Po co łazisz po mieście kiedy pada deszcz? - przełknęłam głośno kulkę, która wytworzyła się w moim gardle. Byłem u Nialla. Otworzyłam szeroko oczy i wyprostowałam się. Tyłek zsunął się z parapetu, zachwiałam się niebezpiecznie. Zayn natychmiastowo zrobił krok w przód, blokując tym samym moje bezwładne ciało. Zaśmiał się cicho. Nie spodziewałaś się tego, prawda? Pokręciłam przecząco głową. Wyjaśniliśmy sobie parę spraw. Chyba wszystko jest w porządku. - dopowiedział. Wślizgnął ręce pod kolana i pachy. Przeniósł mnie na łóżko. Położył bardzo delikatnie, wciąż patrząc w oczy. Oparł głowę na ręce i patrzył się na mnie, a ja przewróciłam się na bok i patrzyłam na niego. Chyba? Oburzyłam się. Jak to chyba? Chyba to ja jestem w ciąży?! No chyba. - uśmiechnął się kładąc mi dłoń na poliku i całując w czoło. A potem jeszcze raz i jeszcze, aż skończył na ustach.
***
Nie chciało mi się, nie miałam ochoty. Dalej mi się nie chce. Jestem zła, smutna i głodna. Straciłam całą pamięć komputera. Wirusy jebane! Nigdzie mi się nie układa. Kropka.
Rozdział krótki, ale jak już pisałam, chęci ZERO! Na dniach powinien pojawić się nowy szablon.
Kocham WAS!