Nie liczyłam na więcej czasu z Malik'iem. Właściwie to nie wiem nawet na co liczyłam. Nie miałam żadnych planów związanych z Ameryką. Dałam się tu przytransportować i tyle. Taka przecież moja rola. Ładny dodatek dla ocieplenia wizerunku złego, imprezowego chłopca. Piąte koło u wozu... Tak więc, jak już wiadomo, jestem w Ameryce w hotelu, którego nazwy nie znam, ale w pokoju stoi wygodny fotel, a nad nim wisi lampka z oliwkowym abażurem. Sam pokój jest dużo bardziej przyjemniejszy od surowej willi, w której przyszło mi dotychczas mieszkać. Brakuje tylko moich suszonych dalii i chińskiej róży.
Co do dalii. Dokładniej Błękitnej Dalii! Następnego dnia, gdy tylko się obudziłam i ogarnęłam odrobinkę Noemi i sprawę z walizkami, zasiadłam na fotelu. W ręce chwyciłam wściekle niebieską książkę i otwarłam na stronie, którą zaznaczyłam poprzedniego wieczora prowizoryczną zakładką. I w tym momencie oczekujecie, że napiszę "I zaczęłam zgłębiać się w lekturze". Co to to nie! Nie dość, że tamto zdanie zdaje mi się być napisane błędnie to jeszcze jest kłamstwem. Otóż była kartka, trochę zżółknięta - książka porwana pani Margaret przy okazji ostatniej wizyty.
Tak właściwie to to nawet nie była wizyta. Weszłam, przywitałam się z nią, z dziewczynami i od razu pognałam do salonu. Liczyłam na herbatę i rozmowę z kimś, a za to otrzymałam kilka suchych i nie do końca szczerych faktów i tę oto książkę. Sama pani Margaret wydawała się być jakaś przygaszona i obrażona. Nie była skora do rozmowy jak dotychczas. Buzia nigdy się jej prawie nigdy nie zamykała. Potrafiła snuć wywody na najbardziej oczywiste sprawy jak na przykład niebo. Ja powiedziałabym że dzisiaj niebo jest brudnawo błękitne, zupełnie inne niż te Londyńskie - Amerykańskie, udawane... Ona za to pochwaliłaby jego barwę, dorzuciła coś o chmurach i jeszcze wspomniała jakąś historię ze swojego lub czyjegoś życia. Taka była pani Margaret jaką znałam i lubiłam.
Wracając do książki. Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów, doszłam do wniosku, że ze starego regału wysunięto właśnie tą książkę z zupełną premedytacją. To nie miał być wybór na chybił trafił, jak to pani Margaret nazwała. Specjalnie do moich rak trafiła Błękitna Dalia. Jest ściśle związana z dziećmi, seksem, mężczyznami, trudnymi sprawami rodzinnymi, duchami... Chociaż to ostatnie najmniej pasuje do mojej obecnej sytuacji. Czyżby pani Margaret wiedziała więcej niż jej przekazałam wprost?
Zanikła u mnie umiejętność czytania. Literki nie składały się w całość, więc zrzuciłam cielsko z fotela i podreptałam do łóżeczka. Tak się składa, że tym razem nie musiałam już sama rozkładać turystycznego kojca. Masz pokój był wyposażony w piękne łóżeczko z ciemnego drewna. Z resztą jak wszystko drewniane co znajdowało się w tym pomieszczeniu. To dziwne bordo zaczęło mnie odrobinkę przytłaczać. Noemi nie spała już, czego dawała wyraźne znaki. Nogi wierzgały, jakby zaraz miała zacząć skakać, uśmiech nie znikał z twarzy. Na mój widok, twarz rozjaśniała jej jeszcze bardziej. Przewróciła się na brzuch i przyjęła postawę modlącego się Hindusa. Przynajmniej ja to tak nazywam. Chodź tu laleczko. - zawołałam wyciągając do niej ręce. Chwyciła moje palce i próbowała się na nich wsparć i wstać na nóżki. Niestety. Zastękała kilka razy i dała spokój. Złapał ją pod ramiona. Po chwili i ona i ja siedziałyśmy na podłodze bawiąc się przeróżnymi zabawkami, które co rusz do domu znosili chłopcy. I Zayn oczywiście. Szczególnie gryzaki. Jestem wręcz pewna, że Nemi posiada gryzaki o każdym kolorze i kształcie. Chociaż nie muszę się martwić, że kiedyś mi ich zabraknie! Teraz, gdy mała ząbkuje...
Zasnęłam. Ja! Wielce mądra Cammile Blackburn - zasnęłam zostawiając sama dziecko. Po prostu położyłam się na tym miękkim dywanie i znużona usnęłam. A obudziło mnie radosne klepanie po twarz wzmagane dziecięcym śmiechem. I już dawno potrafiłabym otworzyć oczy, gdyby nie to że wciąż dostawałam po twarzy. Noemi, przestań. Nie bij mnie. - poprosiłam pomiędzy ciosami. Uklepywanie nie ustało. Nemi, nie bij mamusi. - pouczył znajomy, ironiczny głos. A zaraz po tym poją twarz owiał delikatny wiaterek. Ktoś podniósł małą. Otworzyłam oczy. Zayn. Tego jeszcze brakowało. Będzie mi wypominał. Szybko podniosłam się z ziemi. I kto by pomyślał, że nasza kochana Cam okaże się być taka nieodpowiedzialna? - Noemi zaśmiała się i zaczęła klepać buzię Malik'a. A co jeśli coś by się jej stało? - spytał. Przygryzłam dolną wargę i przewróciłam oczami. Dobrze że tatuś przybył w porę. - rzekł jeszcze. Jeden raz mi się zdarzyło. - odpowiedziałam lekceważąco. Wyciągnęłam ręce, aby zabrać Zayn'owi Nemi. O nie! - zaśmiał się bezczelnie. Nie oddam ciebie mamusi, jeszcze o tobie zapomni i zaśnie nam znów na podłodze. - wytknął język przed zęby. Zaraz po tym dostał od małej po twarzy. Co jest z tobą człowieku? - zapytałam robiąc krok w jego stronę. Nagle zachciało ci się być tatusiem, co? - przysunęłam się tak blisko niego, że mogłabym spokojnie policzyć wszystkie odcienie brązu jego oczu. Nie wyrażałem takiej chęci. - odparł przybliżając się jeszcze bardziej. Trzeba nie było pchać się tam gdzie nie trzeba? Nie uczyli cię w szkole że od seksu może być dziecko? - odgryzłam się najbardziej wrednym głosem na jaki było mnie stać. Mogłaś mi nie wskakiwać do łóżka. - poruszał brwiami, a we mnie się zagotowało. Odłóż ją do łóżeczka. - przesylabizowałam bardzo powoli. Wykonał mój rozkaz i wrócił na swoją poprzednią pozycję. Po pierwsze to był namiot. - rzuciłam wściekła. Po drugie: ja nigdzie nikomu nie wskakiwałam. - i po wypowiedzeniu tych słów z całej siły popchnęłam Malik'a w stronę drzwi najmocniej jak potrafiłam. Cała nasza "walka" polegała na tym, że ja próbowałam go uderzyć, a on tylko wystawiał ręce w swojej obronie. Wkrótce chyba go to znudziło, bo odepchnął mnie na krótką odległość, a następnie zręcznie chwycił w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Na nic zdały się moje lamenty, aby mnie postawił. Podszedł do łóżka i zważając na moje protesty i pięści rytmicznie bijące go po plecach, zrzucił mnie na łóżko. Następnie sam opadł na mnie, co nie kłamiąc, okropnie bolało. Ręce miałam zablokowane, nogi uwięzione miedzy jego nogami, jedynie głową mogłam sprawnie poruszać. Nie długo. Przywarł swoimi ustami do moich. Całował tak cholernie dobrze i tak cholernie namiętnie i tak cholernie go w tym momencie nienawidziłam, że nawet zaczęłam oddawać te pocałunki. I już po momencie przestałam się gniewać, furia minęła. Oderwał się ode mnie z wielkim mlaskiem, przy tym oblizując bezczelnie usta. Ale seks był dobry, prawda? - to chyba było pytanie retorycznie, bo nawet nie zdążyłam go wyśmiać, a on znów zaczął wyładowywać się na moich ustach.
***
Chyba jeszcze żyje i jakoś daje radę. Jakoś sobie istnieje i pomagam zieloną herbatą. I mam playliste z samymi piosenkami Queen i każdą słucham z wielkim podziwem. I wielbię Under Preassure. I babcia zrobiła mi gofry. I używam zbyt dużo "I". Pieprzona anafora!
Błękitna Dalia to zboczona książka i ona mnie skusiła do zboczonego rozdziału. Ani się tam kochali na trawniku O_O. A ja to czytałam w szkole na lekcji muzyki.
Przekroczyliśmy magiczną 50 w komentarzach pod poprzednim postem. Nawet nie wiecie jaka byłam tym zachwycona, gdy czytałam wszystkie wasze komentarze.
Tak więc...
Trzymajcie się cieplutko Ogóreczki! ♥
Tak właściwie to to nawet nie była wizyta. Weszłam, przywitałam się z nią, z dziewczynami i od razu pognałam do salonu. Liczyłam na herbatę i rozmowę z kimś, a za to otrzymałam kilka suchych i nie do końca szczerych faktów i tę oto książkę. Sama pani Margaret wydawała się być jakaś przygaszona i obrażona. Nie była skora do rozmowy jak dotychczas. Buzia nigdy się jej prawie nigdy nie zamykała. Potrafiła snuć wywody na najbardziej oczywiste sprawy jak na przykład niebo. Ja powiedziałabym że dzisiaj niebo jest brudnawo błękitne, zupełnie inne niż te Londyńskie - Amerykańskie, udawane... Ona za to pochwaliłaby jego barwę, dorzuciła coś o chmurach i jeszcze wspomniała jakąś historię ze swojego lub czyjegoś życia. Taka była pani Margaret jaką znałam i lubiłam.
Wracając do książki. Po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów, doszłam do wniosku, że ze starego regału wysunięto właśnie tą książkę z zupełną premedytacją. To nie miał być wybór na chybił trafił, jak to pani Margaret nazwała. Specjalnie do moich rak trafiła Błękitna Dalia. Jest ściśle związana z dziećmi, seksem, mężczyznami, trudnymi sprawami rodzinnymi, duchami... Chociaż to ostatnie najmniej pasuje do mojej obecnej sytuacji. Czyżby pani Margaret wiedziała więcej niż jej przekazałam wprost?
Zanikła u mnie umiejętność czytania. Literki nie składały się w całość, więc zrzuciłam cielsko z fotela i podreptałam do łóżeczka. Tak się składa, że tym razem nie musiałam już sama rozkładać turystycznego kojca. Masz pokój był wyposażony w piękne łóżeczko z ciemnego drewna. Z resztą jak wszystko drewniane co znajdowało się w tym pomieszczeniu. To dziwne bordo zaczęło mnie odrobinkę przytłaczać. Noemi nie spała już, czego dawała wyraźne znaki. Nogi wierzgały, jakby zaraz miała zacząć skakać, uśmiech nie znikał z twarzy. Na mój widok, twarz rozjaśniała jej jeszcze bardziej. Przewróciła się na brzuch i przyjęła postawę modlącego się Hindusa. Przynajmniej ja to tak nazywam. Chodź tu laleczko. - zawołałam wyciągając do niej ręce. Chwyciła moje palce i próbowała się na nich wsparć i wstać na nóżki. Niestety. Zastękała kilka razy i dała spokój. Złapał ją pod ramiona. Po chwili i ona i ja siedziałyśmy na podłodze bawiąc się przeróżnymi zabawkami, które co rusz do domu znosili chłopcy. I Zayn oczywiście. Szczególnie gryzaki. Jestem wręcz pewna, że Nemi posiada gryzaki o każdym kolorze i kształcie. Chociaż nie muszę się martwić, że kiedyś mi ich zabraknie! Teraz, gdy mała ząbkuje...
Zasnęłam. Ja! Wielce mądra Cammile Blackburn - zasnęłam zostawiając sama dziecko. Po prostu położyłam się na tym miękkim dywanie i znużona usnęłam. A obudziło mnie radosne klepanie po twarz wzmagane dziecięcym śmiechem. I już dawno potrafiłabym otworzyć oczy, gdyby nie to że wciąż dostawałam po twarzy. Noemi, przestań. Nie bij mnie. - poprosiłam pomiędzy ciosami. Uklepywanie nie ustało. Nemi, nie bij mamusi. - pouczył znajomy, ironiczny głos. A zaraz po tym poją twarz owiał delikatny wiaterek. Ktoś podniósł małą. Otworzyłam oczy. Zayn. Tego jeszcze brakowało. Będzie mi wypominał. Szybko podniosłam się z ziemi. I kto by pomyślał, że nasza kochana Cam okaże się być taka nieodpowiedzialna? - Noemi zaśmiała się i zaczęła klepać buzię Malik'a. A co jeśli coś by się jej stało? - spytał. Przygryzłam dolną wargę i przewróciłam oczami. Dobrze że tatuś przybył w porę. - rzekł jeszcze. Jeden raz mi się zdarzyło. - odpowiedziałam lekceważąco. Wyciągnęłam ręce, aby zabrać Zayn'owi Nemi. O nie! - zaśmiał się bezczelnie. Nie oddam ciebie mamusi, jeszcze o tobie zapomni i zaśnie nam znów na podłodze. - wytknął język przed zęby. Zaraz po tym dostał od małej po twarzy. Co jest z tobą człowieku? - zapytałam robiąc krok w jego stronę. Nagle zachciało ci się być tatusiem, co? - przysunęłam się tak blisko niego, że mogłabym spokojnie policzyć wszystkie odcienie brązu jego oczu. Nie wyrażałem takiej chęci. - odparł przybliżając się jeszcze bardziej. Trzeba nie było pchać się tam gdzie nie trzeba? Nie uczyli cię w szkole że od seksu może być dziecko? - odgryzłam się najbardziej wrednym głosem na jaki było mnie stać. Mogłaś mi nie wskakiwać do łóżka. - poruszał brwiami, a we mnie się zagotowało. Odłóż ją do łóżeczka. - przesylabizowałam bardzo powoli. Wykonał mój rozkaz i wrócił na swoją poprzednią pozycję. Po pierwsze to był namiot. - rzuciłam wściekła. Po drugie: ja nigdzie nikomu nie wskakiwałam. - i po wypowiedzeniu tych słów z całej siły popchnęłam Malik'a w stronę drzwi najmocniej jak potrafiłam. Cała nasza "walka" polegała na tym, że ja próbowałam go uderzyć, a on tylko wystawiał ręce w swojej obronie. Wkrótce chyba go to znudziło, bo odepchnął mnie na krótką odległość, a następnie zręcznie chwycił w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Na nic zdały się moje lamenty, aby mnie postawił. Podszedł do łóżka i zważając na moje protesty i pięści rytmicznie bijące go po plecach, zrzucił mnie na łóżko. Następnie sam opadł na mnie, co nie kłamiąc, okropnie bolało. Ręce miałam zablokowane, nogi uwięzione miedzy jego nogami, jedynie głową mogłam sprawnie poruszać. Nie długo. Przywarł swoimi ustami do moich. Całował tak cholernie dobrze i tak cholernie namiętnie i tak cholernie go w tym momencie nienawidziłam, że nawet zaczęłam oddawać te pocałunki. I już po momencie przestałam się gniewać, furia minęła. Oderwał się ode mnie z wielkim mlaskiem, przy tym oblizując bezczelnie usta. Ale seks był dobry, prawda? - to chyba było pytanie retorycznie, bo nawet nie zdążyłam go wyśmiać, a on znów zaczął wyładowywać się na moich ustach.
***
Chyba jeszcze żyje i jakoś daje radę. Jakoś sobie istnieje i pomagam zieloną herbatą. I mam playliste z samymi piosenkami Queen i każdą słucham z wielkim podziwem. I wielbię Under Preassure. I babcia zrobiła mi gofry. I używam zbyt dużo "I". Pieprzona anafora!
Błękitna Dalia to zboczona książka i ona mnie skusiła do zboczonego rozdziału. Ani się tam kochali na trawniku O_O. A ja to czytałam w szkole na lekcji muzyki.
Przekroczyliśmy magiczną 50 w komentarzach pod poprzednim postem. Nawet nie wiecie jaka byłam tym zachwycona, gdy czytałam wszystkie wasze komentarze.
Tak więc...
Trzymajcie się cieplutko Ogóreczki! ♥